środa, 21 grudnia 2011

Jo Nesbø gdyby wiedział - by się załamał. Wiem to.


O powieściach Jo Nesbø nie mogę napisać nic, czego by nie wiedzieli ci, którzy znają jego książki. To naprawdę dobre pisanie. Autor Czerwonego gardła, Pentagramu, czy Pierwszego śniegu po prostu ma talent i świetne pióro, a jego proza doskonale zbudowaną i fenomenalnie rozbudowaną fabułę. I ma tę cechę, której coraz częściej szukam - potoczystość języka, a przez to pięknie się czyta. Jakby tego było mało - z tomu na tom widać, jak rozwija się autor, a to naprawdę budujące.
Nie było moim zamiarem zachwalanie Jo Nesbø. To się rozumie samo przez się, że trzeba przeczytać tych kilka powieści, których bohaterem jest nieznośny Harry Hole. Ale poruszyłam wątek Jo Nesbø, żeby dać wyraz naszym - moim i naszej Kasi - przemyśleniom i wnioskom dotyczącym przyjemności. I nie ma w tym ani kokieterii, ani krzty wyrafinowania, ani egzaltacji. Jest jak jest. Zaczęło się od świąt, które w DoMieszce zagościły po piętnastym listopada (czułyśmy presję, żeby to nastąpiło tak szybko). Niemiecka firma PPD zrobiła na święta serię porcelanowych utensyliów - kubki, filiżanki, naczynka na byle co, ale i bombki (po krakowsku bańki) z motywem aż do bólu skandynawsko się kojarzącym - renifer, gwiazdki, kratka i paski, śnieżynki, a wszystko w kolorystyce biało-czerwono-szarej. Po prostu słodycz. I teraz uwaga - kiedy te wszystkie rzeczy stanęły na stole na środku DoMieszki - zadumałyśmy się prawie i od słowa do słowa wyciągnęłyśmy wniosek, że nie ma żadnej na świecie przyjemności, która mogłaby się równać z następującą rozkoszą: wieczór, łóżko, książka, herbata z cytryną (dla mnie) albo z sokiem malinowym (dla Kasi). A jeśli jeszcze w takim kubku z reniferem - to aż nieprzyzwoite! A jeśli na kolanach mam trzeci tom o Harrym Hole'u (wiem, że mnie nie zawiedzie) - to już niemal wyuzdane.
No i jak? Jo Nesbo, gdyby wiedział, załamałby się ja nic...
Z drugiej strony dzięki takim kurom jak my - on zarabia. I daj mu Boże zdrowie.

środa, 7 grudnia 2011

Konik jaki jest każdy widzi


Konik na biegunach, konik na kółkach, drewniana figurka wyrzeźbiona przez chłopa z gór, czy fenomenalna, wiernie odwzorowana, figurka niemieckiej firmy Schleich - to zabawki, które się nigdy nie zestarzeją. Tak myślę. Oczywiście kto ma małą dziewczynkę w domu, wie, że bez koników ani rusz. Na biegunach, bez biegunów, na kółkach czy bez, figurka drewniana, plastikowe byle co, czy niezwykle popularne My Little Pony od Hasbro - konik musi być. Jako lekko pretensjonalni i lamusowi rodzice gardziliśmy My Little Pony jak długo się dało. Ale kolor różowy i kucyki pewnego dnia pojawiły się w naszym domu i już. Nasze dziecko długo przekonywało nas, że bez Pony zemdleje i już się nie podniesie, ale to nie my ulegliśmy pierwsi. Babci przecież nie można zakazać. I tak kolekcja rośnie. Teraz już za naszym przyzwoleniem, a wszystko dlatego, że Lauren Faust - animatorka Atomówek i Domu dla zmyślonych przyjaciół pani Foster wzięła się za odświeżenie "starych" kucyków. Nowa wizja kucykowego świata i nowy wizerunek kucyków zaproponowany przez Lauren Faust i zrealizowany przez Hasbro - kupił nawet nas, zawziętych i nieprzejednanych wrogów wersji pierwotnej. Jak się jednak okazuje - to nie MLP są kluczowe. To koń - w każdej możliwej wersji i z każdego możliwego tworzywa trafia gdzieś bardzo głęboko do serc małych dziewczynek. Podarowałam córce takiego oto konika na biegunach (jak na zdjęciu)- była w siódmym niebie. Konik - zabawka nie ma sobie równych.

środa, 23 listopada 2011

Szampan jest dobry, kiedy jest.

Chciałabym kilka słów na temat jednego naszego szampana, bo to taki czas, że o nim częściej myślę.
Billecart-Salmon Brut Réserve zapada w pamięć.
Wiem, że są tacy, którzy szampana nie biorą do ust. Tych nie przekonam. Ale niezdecydowanym zaręczam, że to wyjątkowy kupaż. Jest zrobiony z trzech roczników i z trzech szczepów: Pinot Noir, który daje szampanom bazę i głębię, Chardonnay, dzięki któremu nabiera elegancji i Pinot Meunier - szczep coraz bardziej na szczęście doceniany - dzięki niemu do głosu dochodzi owocowość. I to jest ta cecha, która czyni Billecart-Salmon Brut Réserve naprawdę wyjątkowym szampanem. Na pierwszym planie nie nie ma klasycznej brioszki, a świeże owoce i dojrzałe gruszki. Bardzo elegancka kwasowość nie daje wrażenia przesadnej delikatności, to w końcu rasowy brut, ale właśnie dzięki temu wdzięcznemu owocowemu sznytowi zasmakuje nawet nie do końca przekonanym do szampana w ogóle.
A ja jestem przekonana i polecam właśnie tego.

wtorek, 15 listopada 2011

Jestem dumna. Parę słów o Mirze Skoczek-Wojnickiej.

Nie jestem krytykiem sztuki. Jestem odbiorcą. Postanowiłam napisać kilka słów o tym jak jest odbierana. Przeze mnie i ludzi, którzy patrzą tylko na małe formy jej autorstwa. Mira Skoczek-Wojnicka zajmuje się malarstwem, grafiką, rysunkiem i projektowaniem graficznym. U nas w DoMieszce mamy zaszczyt - i nie ma w tym stwierdzeniu ani krzty przesady - prezentować tylko małe formy autorstwa Miry. Są to grafiki i kafle artystyczne. Kobiety albo babki - jak roboczo określamy cykl kafli - które ostatnio u nas zagościły - to kwintesencja mirowatości. Piękne, trochę nieobecne i transparentne, melancholijne i zupełnie rzeczywiste - o żywym spojrzeniu. Tak widzę kobiety Miry. Widać tam oczywiście cienie Velazqueza, sugestię Vermeera, jest mocny akcent Leonarda i Michała Anioła, a nawet Wita Stwosza. To żonglerka konwencją, intelektualna gra - ale bez pretensji i bufonady, bo prace Miry działają bez względu na stopień zaawansowania studiów z historii sztuki. Mnie się zdaje, że to przez ciepło, spokój, trochę zamyślenia, jakąś bliżej nieokreśloną jasność.
Kiedy Mira przyniosła nam te cudeńka w starozłotych ramkach - moje pierwsze skojarzenie to był tekst Grechuty "Twoja postać".

dziwnie się srebrzysz aniele mój
w tęczowym piórze
nade mną góry wieżyce miast
nade mną
błękitne szerokie okna
i jasne smugi od lamp
i Twoja postać, jasna postać
taką cię znam



I tylko żałuję, że na żadnej z tych miniform nie widzę portretu własnego autorki -może inspirowanego Vermeerem... Choć ona sama bardziej przypomina hiszpańskie piękności ze zdjęć Saury. Jestem dumna, że mamy jej prace.



Mira Skoczek-Wojnicka studiowała na ASP, zrobiła dyplom w 1984 r. w pracowni wklęsłodruku i litografii, a w 1994 roku studia podyplomowe w zakresie Konserwacji Architektury i Urbanistyki na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. Ma na swoim koncie szereg nagród:
- dwukrotne Grand Prix w konkursie “Najlepsza Grafika Miesiąca”, Kraków w 1999 i 2006 roku.
- dwukrotna Nagroda „ Złota Rama” w konkursie „Mały obraz” w Krakowie w 2000 i 2007 roku.
- trzy nagrody w Premio Firenze : II – 2002 roku, III - 2004 roku, I – 2007 roku
- wyróżnienie w konkursie „Muzyka w malarstwie”- Tychy w 2005 roku
- wyróżnienie na Salonie Zimowym – Kraków w 2006 roku
- finalistka 12th International Biennial Print & Drawing - Tajwan w 2006 roku
- udział w Triennale Grafiki Polskiej – Katowice w 2009 roku

środa, 9 listopada 2011

Targi Wina ENOEXPO®


Targi Wina ENOEXPO® w Krakowie to jedyna tego typu impreza w Polsce profesjonalnie poświęcona winom. Na Targach Wina, podczas licznych degustacji całego mrowia win, można nie tylko porównać oferty producentów i importerów, ale także poznać nowe marki i zawrzeć korzystne kontrakty handlowe. Targom towarzyszą rożnego rodzaju degustacje i seminaria branżowe, dzięki którym sporo się można dowiedzieć na temat producentów, tendencji w winiarstwie europejskim, a przede wszystkim o samym szlachetnym trunku. Jest to także doskonała okazja, żeby rozeznać się w charakterze win z konkretnego regionu albo dla odmiany zaznajomić się z całym wachlarzem doznań, jaki proponuje ten sam szczep wina wyhodowany w zupełnie różnych regionach świata.
Warto rozłożyć swoje uczestnictwo w targach na wszystkie trzy dni, żeby skorzystać z jak największej ilości ofert producentów i importerów. W tym roku wśród wystawców znajdą się m.in. importer win węgierskich i włoskich Dżibi-bis (warto zwrócić uwagę na wina z Egeru od Korona Borház i od Thummerera), stoisko z winami z Maroko (właściciel marki firma KON-BUD), importer win włoskich z Cantine Silvestri (trzeba zwrócić uwagę na jednoszczepowe wina syrah i falanghina).
Po prostu warto tam zajrzeć. My też tam będziemy poznawać nowości, próbować i zastanawiać się, co z tych ofert powinno pojawić się u nas.


Zapraszamy do udziału w 9. Międzynarodowych Targach Wina w Krakowie ENOEXPO, które odbędą się od 16 do 18 listopada 2011 r. w Krakowie w Hali Targi w Krakowie przy ul. Centralnej 41a.

Szczegóły na stronie http://targi.krakow.pl/

środa, 2 listopada 2011

Miody Macieja Jarosa.


O Macieju Jarosie, a szczególnie o jego miodach, można napisać tyle tylko, że są absolutnie doskonałe. Można na tym zakończyć, bo przecież cokolwiek bym nie napisała, czy nie powiedziała, więcej nie będzie znaczyło. Robię to mimo wszystko, żeby sobie zrobić przyjemność, bo kiedy o nich opowiadam klientom Winnicy, polepsza mi się prawie tak samo, jak wtedy, gdy ich próbuję.
Nie pijam słodkich win. Może znajdzie się kilka wyjątków, o których kiedyś wspomnę. Wśród nich jest na pewno porto, o którym już pisałam. Lubię miody Jarosa. Bardziej niż jakiekolwiek słodkie specjały (jeśli nie wspominać o ciemnej czekoladzie z nadzieniem marcepanowym). I żeby nie odmieniać już przez przypadki, jak dobre są miody Jarosa, opowiem o tym jak powstają.
Pasieka Macieja Jarosa znajdująca się pod Tomaszowem Mazowieckim w miejscowości Łazisko w 1991 roku stała się miodosytnią. Zanim do tego doszło Maciej Jaros dostał w schedzie po dziadku pasiekę, hodował pszczoły, przetwarzał pszczelarskie produkty. Ale kiedy prywatnym przedsiębiorcom pozwolono produkować i sprzedawać alkohol, na szczęście dla nas, Jarosowie zaczęli robić miody pitne. Muszę przyznać, że duże wrażenie na mnie robi, a przy tym rozczula, że jest to firma rodzinna. Właścicielem firmy jest wzmiankowany już Maciej Jaros, żona Alicja zajmuje się działem handlowym. Starszy syn - Marcin jest technologiem, młodszy -Bartłomiej- zajmuje się działem technicznym. W końcu laboratorium - nad nim i nad jakością produktu - czuwa synowa nestora - Monika. Oprócz tradycyjnych metod i receptur staropolskich Jarosowie mają szereg własnych przepisów, technologicznych tajemnic, których strzegą jak oka w głowie. Robią trójniaki, dwójniaki i półtoraki, a ich ostatnim ciekawym dokonaniem jest Lipiec perlisty - miód nasycony dwutlenkiem węgla.
Półtorak to miód robiony z 1 części miodu i 1/2 części wody. Pasieka Jaros oferuje półtoraka Gronowego, z dodatkiem soku winogronowego (30% wody koniecznej do jego zrobienia zastąpiono sokiem), co sprawia, że miód o dużym stężeniu cukru jest świetnie zrównoważony, łagodniejszy i świeższy. Dwójniak z kolei robi się z użyciem 1 części wody i 1 części miodu. Ten rodzaj miodu u Jarosa jest najszerzej reprezentowany. Dumą Pasieki jest Koronny z miodów jesiennych, z dodatkiem ziół, Maliniak z dodatkiem soku malinowego. A ja jestem entuzjastką Jabłkowego. I na koniec trójniak - czyli miód powstający z 1 części miodu i 2 części wody. Jest mniej słodki, mniej intensywny niż dwójniaki i leżakuje krócej niż one, bo tylko 3 lata. I to jest bardzo dobry trunek.
Kiedy ktoś do nas przychodzi po poradę, co kupić komuś na prezent, a ten ktoś nie jest Polakiem - nie mam wątpliwości. My możemy mieć te specjały na co dzień, a oni, co u nas nie mieszkają, nie mogą. Biedacy...

Wszystkie zdjęcie pochodzą ze strony www.pasiekajaros.pl

piątek, 28 października 2011

Kimmidoll


Wszystko wzięło się z tradycji laleczek kokeshi. Do gorących źródeł w regionie Tōhoku zaczęli przybywać turyści. Było to w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Miejscowi rzemieślnicy zaproponowali turystom zgrabne laleczki w cylindrycznym kształcie zwane kokeshi.
Jako pamiątki z pobytu u źródeł podbiły całą Japonię.
Sztuka tworzenia kokeshi przekazywana była z pokolenia na pokolenie, ale tradycyjny sposób wyrobu ostał się jedynie w regionie Tōhoku (kształt i zdobienia nie zmieniły się na przestrzeni 200 lat). Sama wizja laleczki - pamiątki, laleczki na szczęście ewoluowała i oprócz tradycyjnych lalek pojawiły się wariacje na ich temat.
Kimmidoll - to właśnie współczesna wariacja na temat kokeshi. Mocą i istotą Kimmidoll nie jest jej estetyczny i na wskroś japoński wizerunek, ale przypisana jej cecha. Wartość uniwersalna - dzielona przez ludzi na całym świecie. Podarowana Kimmidoll jest wyrazem dzielenia tej samej wartości z przyjacielem lub bliskim albo dobrym życzeniem dla obdarowanego. Nade wszystko jednak Kimmidoll jest pięknym przedmiotem.
Gdyby nie to, że jakiś czas temu, od mojej koleżanki japonofilki dostałam laleczkę Ayaka-urocza, nie uwierzyłabym, że tak niewielki i jakże zbędny przedmiot może przynieść taką dużą i jakże potrzebną nam radość.
A zatem ulegnijmy ich urokowi, kupujmy sobie Kimmidoll i obdarowujmy się nimi. U nas już są.

wtorek, 25 października 2011

Filipa Pato. Córka swego ojca, jak mniemam


Wcześniej słyszałam tylko, że córka Luisa Pato też robi wina. To nie brzmi dobrze, więc się nie zainteresowałam. Potem trafiło w moje ręce jej wino ze szczepu baga. "Całkiem jak ojciec" - pomyślałam, kiedy spojrzałam na etykietę. Po co to robi, skoro może pracować w firmie ojca i robić wino pod znanym już wszem i wobec szyldem rodzinnym. Wszystko się zmieniło, gdy go spróbowałam. To nie był Lokal Silex - jej sztandarowe wino, które zdobyło niejedną pochwałę wśród znawców, ale wino takie ot, do picia. I okazało się, że we wszystkim tym jest głęboki sens. Filipa Pato po prostu robi swoje wina. Tytułuje je "prawdziwymi winami bez makijażu". To dobre deklaracje. I nie jest to czcze gadanie. Owszem, nie ma się co dziwić, że poszła w ślady ojca, bo to, być może, król winiarstwa portugalskiego, a już na pewno osobowość, która nie mogła nie mieć wpływu na własną córkę. Filipa zaczęła swoją przygodę z winem na studiach z biochemii, potem jeździła po świecie zdobywając doświadczenie w Bordeaux, w Argentynie w Finca Flichman, w Margaret River w Australii (stamtąd wspomina naukę sposobów winifikacji win białych, którą po latach zaadaptowała w Bairrada). Po powrocie do Portugalii w 2001 zaczęła pracę w rodzinnej firmie, ale zaczęła też swoje własne projekty w winnicach w Dão i Bairrada. W ten sposób poznała ziemię, różnorodność odmian winorośli i właściwość tutejszego klimatu. Efekty jej wysiłków to wina z serii Bossa - jak je sama nazywa - wina typu party, z serii Ensaios, co można przetłumaczyć jako testy, próby, eksperymenty. Ale trzeba podkreślić, że nie ma w nich wrażenia przypadkowości efektu.

I teraz muszę "odmyśleć", bo na szczęście nie wypowiedziałam tych myśli na głos, wszystko, co niesprawiedliwego pomyślałam na jej temat. Jest w Filipie Pato coś, co sprawia, że nie musi ona pozostawać w cieniu własnego ojca. W postawie i w efektach jej pracy. Wina, które tworzy, poczynając od efektownego, zbierającego wszędzie świetne recenzje Lokal Silex, przez tradycyjne szampańskie BBB (Baga, Bical - to szczepy pochodzące z Bairrada), aż po party-wino Bossa, to wina, w których czuć po prostu kobiecą rękę, delikatność często będącą w opozycji do natury szczepu, z którego wino tworzy.
W 2010 roku Filipa Pato z towarzyszeniem Mario Sergio (Quinta das Bageiras) utworzyła nowy projekt - "Przyjaciół Baga". Na towarzystwo narzekać nie można. Do projektu dołączyli: Luis Pato, Sidónio de Sousa, Palace do Bussaco, Kompasus, François Chasans, Dirk Niepoort. Za cel postawili sobie ochronę i promocję baga, jako szczepu, który - jak żaden inny - oddaje naturę tamtejszego terroir.
W Filipie Pato podoba mi się wszystko - jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Ze wszystkich sił jej sekunduję.

wtorek, 18 października 2011

Ratatuj

O tym, jak krętymi ścieżkami podążają ludzkie myśli i jak szalone mogą być meandry skojarzeń, mogłam się przekonać po obejrzeniu po raz wtóry filmu z wytwórni Pixar o über-słodkim szczurze, który zapragnął gotować. W filmie "Ratatuj" (org. Ratatouille) pojawia się złowieszcza postać krytyka kulinarnego Antona Ego i to właśnie on, a właściwie to, co się wydarzyło, kiedy spróbował tytułowego dania, przygotowanego przez wzmiankowanego już wyżej szczura Remy'ego. Oto Anton Ego i to, co się stało:


Ta jedna scena - piękna zresztą wizualnie - sprawiła, że dokonałam pewnej konstatacji. A mianowicie, że skrajne opinie chyba zawsze wynikają z naszego bagażu doświadczeń, ze skojarzeń, które przywołują, i często bardzo osobistych wspomnień. Żałość, jakie to oczywiste, ale coś mi to wyjaśniło.
Mamy w DoMieszce jedną serię angielskiej porcelany Creatives Tops Katie Alice Cottage Flower. Kolekcja, w której autorka używa takich oto motywów: róże (krzewiaste, typu dzika róża, a już najdokładniej rosa canina), kropki, paseczki i wszystko to razem. Do tego kolory: kość słoniowa jako baza i róż z patynowym niebieskim czy może niebieskozielonym (oba kolory nieco zszarzałe). I co ja na to? Gdyby ktoś mi o tym opowiedział i dołożył jeszcze kilka słów na temat autorki - która jest wielbicielką staroci i bibelotów w stylu vintage, ma psa Franka (pojawia się on w logo kolekcji), piękny dom i ogród, i właściwie z własnego otoczenia czerpie inspirację do projektów, pewnie moim mdłościom nie byłoby końca.
Ale tak nie jest. I to wszystko wina skojarzeń. Kiedy patrzę na tę kolekcję zastawy stołowej, pojemników, misek i kubków i puszek, rękawic i fartuchów, muszę pomyśleć o Pannie Marple, o Ani z Zielonego Wzgórza, o kimś z rodziny, kto miał dom na wsi i wszystkich przyjmował zawsze z otwartymi ramionami i otwartym umysłem. Myślę wtedy o cieście ze śliwkami i kruszonką, o zapachu zabielanej zupy kalafiorowej i może jeszcze o kocu, herbacie z cytryną, ale bez soku i szarej renecie w plastrach. I tyle trzeba, żeby pokochać serię Kwiaty Wiejskie Katie Alice. Nic ponadto.

poniedziałek, 10 października 2011

Niepoort przybija do portu


Będziemy mieć porto. To dobra wieść dla wszystkich, którzy bezskutecznie poszukują tego trunku w sklepach z alkoholem czy specjalistycznych sklepach winiarskich. Chcemy dobrego porto i właśnie nadchodzi - od Dirka Niepoorta, gwiazdy portugalskiego winiarstwa (tak na mieście mówią).
Historia porto sięga czasów konfliktu angielsko-francuskiego w XVII wieku i embargo nałożonego na wina francuskie. To dało szansę Portugalii i jej winom. Żeby wino wytrzymało trudy podróży wzmocniono je odpowiednią ilością brandy (podobną była to technika mnichów portugalskich) i tak to właściwie się zaczęło. Traktat Methuena z 1703 roku jeszcze pogłębił związek gospodarczy Portugalii i Anglii, i dzięki niemu Brytyjczycy chętnie zakładali firmy produkujące porto, m.in. Sandeman, Graham, Taylor. Zaraz potem pojawili się inwestorzy z innych krajów, a wśród nich holenderski kupiec Franciscus Marius van der Niepoort, który założył swoją wytwórnię w 1842 roku. Od 1987 roku Niepoort Vinhos S.A. kieruje jego potomek, wspomniany wyżej Dirk Niepoort. To postać legendarna za życia. Kontynuując rodzinne tradycje produkcji porto, zabłysnął także dzięki swoim winom wytrawnym z Douro. Redoma, Batuta, Charme, a teraz w Polsce Berek to już niemal kultowe wina. Wracając jednak do naszego głównego tematu, w każdym stylu porto od ruby przez LBV po vintage*, Niepoort osiąga świetne wyniki.
Żeby nie być gołosłownym zapraszamy do spróbowania LBV z 2005 roku

- wina, które za przystępną cenę (oczywiście w porównaniu do win rocznikowych) pokazuje charakter vintage. Zgodnie z dyrektywą Dirka Niepoorta jest ono butelkowane po 4 latach od zbiorów, żeby zachować jego owocowość i lekkość, ale niefiltrowane, aby mogło rozwijać się jeszcze w butelce jak vintage. W ustach wyjątkowo owocowe, wręcz konfiturowe, z delikatną nutą ciemnej czekolady. Szlachetnie aksamitne.



*Ku uciesze albo wręcz przeciwnie - ku strapieniu wszystkich, którym trudność sprawia rozeznanie się w stylach porto, przybliżę zasady podziału:
Ruby - kupażowane z win starzonych w beczkach ok. 2 lat, mocne, owocowe, słodkie, nierocznikowe;
Tawny - w smaku od słodkiego po wytrawne - zależy to od producenta i roku produkcji,kupażowane z win leżakowanych w beczkach dłużej niż ruby, bo od 3 do 5 lat, dzięki temu traci barwę głęboko rubinową, stąd nazwa (tawny - ang. śniady, brunatny)
Tawny datowane - czyli wino z różnych roczników, kupażowane z win leżakowanych minimum odpowiednio 10-20-30 lat,
Colheita - także starzone w beczce aż do butelkowania (rok butelkowania powinien być na etykiecie), ale niekupażowane - pochodzące z jednego roku;
Vintage - niekupażowane, pochodzące z jednego rocznika, tylko z najlepszego, ale leżakowane w beczce tylko 2 lata, potem rozlewane do butelek bez filtrowania, dzięki czemu dojrzewa w butelkach, vintage jest winem najbardziej długowiecznym;
LBV czyli Late Bottled Vintage - jak nazwa wskazuje - dłużej leżakowane niż vintage, butelkowane po 4 do 6 latach leżakowania, rocznikowe, nie musi leżakować w butelce tak długo jak vintage, a jeśli producent wlewa do butelek wino LBV bez filtrowania, jak Niepoort - LBV w butelce rozwija się jeszcze i może poniekąd oddawać charakter win vintage;
Crusted - ciekawa kombinacja wina w pół drogi pomiędzy vintage a LBV, nie jest z jednego rocznika, ale jest blendem butelkowanym jak vintage po 2 latach leżakowania, jest niefiltrowane jak vintage albo tradycyjnie robione LBV.

sobota, 8 października 2011

Fascynujące faeries

W latach 1917-1920 dwie dziewczynki - Frances Griffiths i Elsie Wright zrobiły serię pięciu zdjęć, na których przedstawione były wróżki. Uchwycone na fotografiach niewielkie skrzydlate istoty wywołały ogromne poruszenie w Anglii za sprawą sir Arthura Conan Doyle'a, który uznał je za namacalny dowód istnienia świata nadprzyrodzonego.
Choć wielu specjalistów oskarżało dziewczynki o oszustwo, one upierały się, że zdjęcia były autentyczne. Dopiero na początku lat osiemdziesiątych autorki wyznały, że użyły postaci wyciętych z papieru. Frances jednak do śmierci twierdziła, że ostatnie – piąte zdjęcie – nie było sfabrykowane...
Skrzydlate wróżki – faeries – istnieją w wyobraźni ludzi od najdawniejszych czasów. Celtowie wierzyli, że to magiczny ludek, zmuszony do ukrywania się przez agresywną ekspansję ludzi, alchemicy widzieli w nich upostaciowione moce żywiołów, jeszcze inna koncepcja głosi, że to upadłe anioły, które były niedostatecznie dobre, by pozostać w niebie, ale też nie dość złe, by trafić do piekła. Najpopularniejsza teoria pochodzenia faeries została stworzona przez J.M. Barriego i głosiła, że śmiech pierwszego narodzonego dziecka rozpadł się na lśniące drobinki, z których powstały skrzydlate wróżki.
Urocze maleńkie istoty unoszące się na lśniących skrzydłach ważek i motyli zaludniają karty książek dla dzieci, pobudzają wyobraźnię malarzy i rzeźbiarzy, inspirują twórców filmów. Najdoskonalszą formę nadała im żyjąca na początku XX wieku Cicely Mary Barker, autorka wielu albumów o kwiatowych wróżkach.


Na dowód, jak bardzo głęboko tkwi w człowieku potrzeba wiary w magiczne stworzenia, jak bardzo wszędobylskim motywem jest magiczny ludek, prezentujemy nasz nowy nabytek - czarno-białą porcelanę.

Zapraszamy na herbatę do czarodziejskiego ogrodu.

wtorek, 27 września 2011

Europejskie Dni Ptaków 2011

Kilka postów temu Agnieszka pisała o warzęsze, która skradła nasze serca. Drążąc ptasi temat przy okazji dostawy nowych skrzydlatych przyjaciół z Pracowni Garncarskiej Moniki i Roberta Jehn-Olszewskich, natknęłam się na informację o jesiennym święcie ptaków migrujących - Europejskich Dniach Ptaków.
Co roku w pierwszą sobotę i niedzielę października, dziesiątki tysiący pasjonatów z całej Europy wyrusza do lasów, parków, na łąki, nad stawy by pożegnać skrzydlatych braci udających się w długą i pełną niebezpieczeństw wędrówkę.
Każdy pragnący wziąć udział w akcji może to uczynić, nie ważny wiek, płeć, ważne chęci i zamiłowanie do skrzydlatego bractwa.
Więcej informacji oraz formularz zgłoszeniowy, znajdziecie tutaj.
Nad Polską krzyżują się szlaki wędrówek ptaków łączące trzy kontynenty, tym samym czyniąc nasz kraj ważnym miejscem, w którym mogą spokojnie wypocząć i najeść się w przerwie w swojej podróży.

Miłym zaskoczeniem dla mnie okazał się ptak patron Europejskich Dni Ptaków 2011, raniuszek.
Tej małej puchatej kulki z ogonem dłuższym od niej samej nie sposób pomylić z żadnym innym gatunkiem. Tak długi ogon stanowi cenną pomoc dla ptaków, które wiele czasu spędzają na żerowaniu wśród cienkich gałązek, gdzie trzeba bardzo dbać o zachowanie równowagi.
W październiku szansa na spotkanie z raniuszkiem jest największa. Siedliskiem, w jakim najchętniej przebywa, są różnego rodzaju lasy i zadrzewienia, czasami również parki miejskie.
Wszystkim uczestnikom Europejskich Dni Ptaków życzę spotkania z tym przemiłym gatunkiem, który od 20 lat jest symbolem Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków.
Dla nich, a także dla tych mających mniej szczęścia w czasie ptasich polowań, w DoMieszce raniuszek i inni skrzydlaci bracia z Pracowni Jehn.


źródło: http://www.trocheoptakach.yoyo.pl/page5.htm

czwartek, 15 września 2011

Szuja

Nasi klienci - on miły, a ona miła, zadali mi ostatnio to pytanie, które zawsze musi paść, kiedy ktoś próbuje win i próbuje, i popija, i wciąż sięga po coś nowego. Wtedy przychodzi ta chwila i słyszę: "Co Pani sądzi o pinot noir?" I w przypadku tych Państwa to padło. Wtedy wzdycham i odpowiadam (zbyt długo i zbyt namiętnie). Tym razem coś mnie tknęło. Nasza Kasia wspomniała o Irenie Kwiatkowskiej tego wieczora i oczywiście Shimmy szuja, co "naomamiał, natruł i nabujał" musiał nam się przypomnieć. Teraz pinot noir zawsze już mi się będzie kojarzył z tym genialnym tekstem.

Choć inwektywą żywą nie chcesz chlustać
To same twe usta wykrzykną tobie wbrew:
Szuja - pióra by pożyczyć od Anouilh'a
Szuja - by opisać, co to jest za typ
Szuja - kawał matrymonialnego zbója
Z pieszczot dwója, nieudana galareta z ryb
Szuja - najpiękniejszy kęs mi życia ujadł(...)



To wszystko, co bym powiedziała na temat pinot noir, gdybym była choć w piątej części tak teatralna i melodramatyczna jak moja niespełna sześcioletnia córka. Najbardziej adekwatna jest fraza - z pieszczot dwója. Kiedy próbuję pinot noir nie spodziewam się pieszczot dla żadnego ze zmysłów - nie jest to barwa nocy jak w dojrzałym carmenere, to nie owoc młodego merlota z nowego świata, to nawet nie porzeczkowy niuans wszędobylskiego caberneta, to także nie aksamit portugalskiego Alentejo. Dość jasna suknia, słaba koncentracja i dużo wiejsko-stajennych aromatów. A przy tym wszystkim - jeśli dobrze zrobiony - głęboki, ponętny, dymny i bogaty. To wino, do którego się powraca ze złością. Ja do niego wracam od początku winiarskich doświadczeń i wciąż nie bardzo go rozumiem. Ten to mi rzeczywiście duży "kęs życia ujadł", a mimo to, zamiast zarzucić już te powroty do pinota, wciąż próbuję, bo to taki już drań ten pinot noir, że mnie drażni, a wciąż mam ochotę próbować. A są tacy, co go po prostu kupują z całym dobrodziejstwem inwentarza (i ta metafora przestaje nią już być, kiedy myślę o aromatach tego szczepu). Jak nasz Władziu na przykład.

czwartek, 8 września 2011

Dziś są Twoje urodziny..., wszystkiego dobrego Iwo!



Iwo Birkenmajer

Mieszka w Krakowie. Maluje w Krakowie i w Wiedniu. Studiował filologię klasyczną UJ i konserwację zabytków w UMK w Toruniu. Brał udział w trzech wyprawach polarnych. Uprawia rzeźbę, malarstwo, rysunek, pisze wiersze i prozę.Do tej pory urządził kilkadziesiąt wystaw indywidualnych i brał udział w wielu zbiorowych. Jego prace znajdują się w Polsce,Francji,Niemczech, Belgii, Holandii, USA, Austrii, Finlandii, Norwegii i Wielkiej Brytanii. Członek ZPAP (Związek Polskich Artystów i Plastyków)
i IAA AIAP (International Association of Art, Association Internationale des Arts Plastiques)

Kafle artystyczne Iwo Birkenmajera

Kafle należy traktować tak, jak druk odbitek w grafice. W istocie jest to szlachetny druk na podłożu, którym tutaj nie jest papier, a ceramiczny kafelek. Tak jak w przypadku odbitek akwafortowych czy drzeworytniczych, istotny jest limitowany nakład określający ilość odbitek o takiej samej wartości, który oznacza nieprzekraczalną liczbę autorskich egzemplarzy danego dzieła, wyprodukowanego w formie powtarzalnej.
Nakład, jeśli chodzi o te akurat kafle, autor ustalił na 30 sztuk z każdego rodzaju, a więc każdy egzemplarz ma na odwrocie oryginalny podpis autora i numer kolejny, np. 5/30 oznacza, że jest to piąty równy wartością kolejnym: i szóstemu, i pierwszemu, i trzydziestemu.
Kafle wyprodukowane są w technice laserowego druku komputerowego, utrwalane na gorąco i zabezpieczone powłoką ochronną. Jednak są dość delikatne i, choć odporne na czynniki zewnętrzne, nie są odporne na uszkodzenia mechaniczne czy chemiczne (w odróżnieniu od ceramiki łazienkowej, która pokryta jest glazurą wypalaną w temperaturze kilkuset stopni) - nie można ich więc szorować czy czyścić silnymi środkami chemicznymi.
W rzeczy samej to małe obrazki lub grafiki i jest to propozycja artystycznego, niepowtarzalnego souveniru o limitowanym nakładzie autorskim.

wtorek, 6 września 2011

II Festiwal Spowalniania Czasu czyli Lato Leniwców część druga


W dniach od 8 do 11 września 2011 odbędzie się na Małym Rynku w Krakowie, druga część II Lata Leniwców, pod tytułem: „Program na dziś zostanie podany jutro”.
Jak zwykle pojawią się winiarze, restauratorzy i dostawcy chwilowego szczęścia pod różnymi postaciami. Odbędą się koncerty, pokazy i wydarzenia specjalne.
Wrześniowa edycja Lata Leniwców rozpocznie Nieustający Festiwal Spowalniania Czasu 2011/2012, w ramach którego planowane są liczne imprezy w Krakowie oraz Warszawie (m.in. „Hallowine” oraz „Św. Walenty z olejami, albo miłość jak makaron”).

Lato Leniwców jest organizowane od 2010. Pierwsza edycja miała tytuł „Leniwcem się nie jest, leniwcem się bywa” i trwała długo.
Druga edycja została podzielona na dwie części: na początku sierpnia 2011 odbył się „Tour de Fromage”. Ładna pogoda, dobre jedzenie i wino ściągnęły na Mały Rynek około 30.000 osób.

Druga część II Lata Leniwców przed nami.
Poleńcie się z nami przy portugalskich winach i specjałach. Zapraszamy serdecznie!

niedziela, 4 września 2011

W nocy wszystkie koty są czarne


Myśl o tym, że jakikolwiek kot miałby przynosić pecha dziwi mnie trochę. Jestem właścicielką
dwóch kotów. Jakiś czas temu w moim domu były trzy koty. Jakoś tak się stało...Zresztą samo stwierdzenie, że jestem ich właścicielką brzmi jakoś nieadekwatnie do rzeczywistości. One po prostu przebywają pod moim dachem. Jeden z tych kotów to czarna kotka. Spełnienie marzeń o kocie mojego męża, kiedy jeszcze nim nie był. Gdy w naszym sklepie przy Kazimierza Wielkiego 124 pojawiła się seria z kotami i - wcale mnie to nie dziwi - zrobiła furorę, pomyślałam o mojej czarnej kotce, bo te koty z kubeczków, tac i podkładek są po prostu na wskroś gretowate (Greta to nasza kotka). I dlatego nijak nie mogę się zgodzić, że czarne koty niosą za sobą pecha. I mam takie Kunderowskie es muss sein, żeby walczyć z tym zabobonem do upadłego. Z pomocą w tej walce z przesądami przybył mi znów mój mąż - przypomniał, że kot był towarzyszem rzymskiej bogini Libertas i symbolizował wyzwolenie z okowów. A zatem niech żyje wolność. I kiedy ktoś mówi, że nasze koty (znaczy seria z kotami) są graficznie piękne, ale żeby choć nie były czarne, bo to przecież pecha przynosi, to sobie myślę, że niech gadają co chcą...Szare pręgusy, rude jak nasz kocur, czy białe jak mleko - w nocy wszystkie są czarne. Szczególnie jak o trzeciej w nocy diabeł w nie wstępuje.

piątek, 19 sierpnia 2011

O, Berek!

O tym winie napisano już niejedno, ale nie sposób się oprzeć, żeby nie dodać choć słowa.
Mamy je w Winnicy już chwilę i święci triumfy. Pomysł Dirka Niepoorta z polskim akcentem na etykiecie był ze wszech miar trafiony. Genialny zabieg marketingowy dla dobrego wina ze świetnym potencjałem starzenia. A zaczęło się od tego, że Nieeport wypuścił na rynek wino z różnymi etykietami w poszczególnych krajach. Do Polski trafiło około sześć tysięcy butelek z przesławną już etykietą, którą rysował Andrzej Mleczko. Nazwa wina powstała już dzięki temu rysunkowi.


Kreska tak charakterystyczna, że nie sposób się oprzeć, akcent krakowski cieszy nas tym bardziej, że jesteśmy w Krakowie.
A wino? Kiedy pomyślałam o napisaniu kilku s łów o tym winie – to była moja pierwsza myśl: po Berku do oberka. To wino mnie rozbawiło. Jest cudnie charakterne, zrobione z pięciu lokalnych szczepów, gęste, mocno owocowe, ale i trochę pieprzne. Bogate, ale wciąż jakby nieujarzmione, trochę wiejskie, grzybowe w aromacie, ale łagodne na koniec. Zyskuje przy bliższym poznaniu. Historyjka z komiksu na etykiecie chyba oddaje charakter wina.

wtorek, 16 sierpnia 2011

II Europejskie Targi Produktów Regionalnych

W dniach 11-14 sierpnia odbywały się w Zakopanem II Europejskie Targi Produktów Regionalnych, na których tradycyjnie pod szyldem Atlantiki, serwowaliśmy portugalskie wina i specjały.



piątek, 12 sierpnia 2011

Jej Smukłość Warzęcha


W DoMieszce jakiś czas temu zagościły niebywałe zupełnie wytwory rąk ludzkich z pracowni ceramicznej Jehn. Państwo Monika i Robert Jehn-Olszewscy tworzą różne rzeczy od zastawy stołowej poczynając, przez butle, figurki, smoki, a na ptaszkach, które nas totalnie urzekły kończąc. I o tym mowa. Figurki ptaków powstają z masy ceramicznej i są kwintesencją gatunku, który reprezentują. Ani autentyczne kolory, ani naturalistyczne odwzorowanie nie dałyby tak fascynującego efektu, bo chyba w prostocie i ujęciu istoty danego gatunku tkwi sedno. Warzęcha w każdym razie jest na wskroś warzęchowata. Inne też. Ale warzęcha....Zresztą oto ona.





















Źródło: http://www.jehn.pl/ptaki/ptaki.html; http://pl.wikipedia.org/wiki/Warz%C4%99cha

wtorek, 9 sierpnia 2011

II Festiwal Spowalniania Czasu czyli Lato Leniwców

Od 4 do 7 sierpnia, odbywał się w Krakowie na Małym Rynku II Festiwal Spowalniania Czasu czyli Lato Leniwców. Hasło przewodnie Festiwalu: "Leniwcem się nie jest, Leniwcem się bywa", zainspirowało nas, by już po raz drugi polenić się wspólnie z krakowianami i turystami odwiedzającymi nasze miasto.




Przez cztery dni, codziennie do północy, można było rozkoszować się niezwykłymi smakami serów, win i innych specjałów. Wszystko okraszone dobrą muzyką i słoneczną pogodą.




Więcej zdjęć: tutaj.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Kilka słów o tym, jak to się zaczęło


W 2004 roku powstała Winnica - mały sklep o bardzo wąskiej specjalizacji - mieliśmy do zaproponowania wino. Oczywiście nadal mamy. Wydawało się nam, że to nie będzie łatwy kawałek chleba, ale chcieliśmy. Kiedy Alinka z Piotrem byli na Ukrainie - to były podobno fajne wakacje - przejeżdżali przez miasto, które nazywa się Winnica. Tak po prostu. I, bez zbędnej egzaltacji, Alinka doszła do wniosku, że "Winnica" to dobra nazwa dla sklepu, który ma w planach. Nawet nie byliśmy zdziwieni - kiedy okazało się, że Władziu - pracujący z nami od 2007 roku - pochodzi z Winnicy na Ukrainie. Przywędrował z Winnicy do Winnicy.
W każdym razie "Winnica" powstała i byliśmy zadowoleni ("i wejrzał na to co stworzył, i wiedział, że było dobre"). Mamy w każdym razie dużo dobrych win. Próbujemy wielu dobrych, a nie mamy przyjemności, kiedy trafia się coś kiepskiego - ale w końcu taka praca. Bilans jest wciąż dodatni - więcej mamy przyjemności niż przykrości z naszej Winnicy.
Pięć lat później - pomysł na DoMieszkę zrodził się z potrzeby naszych Winnicowych klientów i naszego pragnienia przyjemności. Goście Winnicy potrzebowali często czegoś na prezent, a my też jak się okazuje mamy przy każdej dostawie Mikołajki i Dzień Dziecka zarazem. A DoMieszka obchodziła w Dzień Dziecka swoje pierwsze urodziny.
I tak żyjemy tu co dzień i każdego dnia, jak co dnia, przede wszystkim się cieszymy. Czasem się złościmy. Ale rzadziej.