poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Czas na Aperol Spritz.

Kasia wspominała już jakiś czas temu na facebooku, że pojawił się u nas długo wyczekiwany Aperol. Klienci, którzy odwiedzają przy różnych okazjach Włochy, nie mogą się nachwalić koktajlu, który się tam pije przy każdej nadarzającej się okazji. Aperol był w Polsce do niedawna praktycznie niedostępny. Ale od dłuższej chwili już jest. Jednak dopiero postanowiłam napisać kilka słów na ten temat, ponieważ teraz przychodzi na niego czas, bo to niezwykle letni trunek.
Sam Aperol to aperitif pochodzenia włoskiego o lekko gorzkawym smaku, o jasnoczerwonym kolorze, którego głównymi składnikami są gorzka pomarańcza, rabarbar i zioła, przede wszystkim znany jako składnik spritz (spritz to w dialekcie veneto aperitif).
Co z nim począć, kiedy zakupi się butelkę? Oto trzy możliwości koktajli:

 Aperol Spritz (bardzo orzeźwiający, delikatnie słodki, letni drink; najbardziej klasyczna wersja koktajlu aperolowego)
  • 1 część (40 ml) Aperolu
  • 2 części (80ml) prosecco (skłonna byłabym zamienić to w razie konieczności na vinho verde albo frascati)
  • 1 część wody gazowanej
  • plaster pomarańczy
  • 3-4 kostki lodu
Aperol Orange (to z kolei lekki, bardzo owocowy drink)
  • 1 część Aperolu
  • 3 części soku pomarańczowego
  • 3-4 kostki lodu

Aperol Betty (to wersja dla osób, które wolą owocową, ale mniej słodką niż poprzednia opcję)
  • 2 części Aperolu
  • 1 część soku pomarańczowego
  • 1 część soku grejpfrutowego
  • 6-8 kostek lodu - warto wymieszać w shakerze
Tak czy owak - warto spróbować, szczególnie, kiedy za oknem coraz więcej słońca i coraz więcej okazji na imprezy plenerowe.

środa, 25 kwietnia 2012

Dzień Otwarty "Poznaj Świat Karty Na Plus"

21 kwietnia mieliśmy przyjemność uczestniczyć w Dniu Otwartym Karty Na Plus "Poznaj Świat Karty Na Plus". *


Prezentacja partnerów miała miejsce w Fitness Młyn przy ulicy Przemysłowej 4 w Krakowie.


W bogatym programie, odbyły się między innymi, warsztaty sushi przygotowane przez Sushi Square,


Wiosenny Koncert w wykonaniu Karoliny Andrzejewskiej,



liczne atrakcje dla dzieci, czekoladowa fontanna, prezentacja wyrobów najmniejszej fabryki cukierków na świecie.
W pięknym miejscu, w atmosferze relaksu, wśród innych partnerów Karty Na Plus przybliżaliśmy Gościom asortyment DoMieszki i częstowaliśmy miodami pitnymi z Pasieki Jaros.
Dziękujemy wszystkim Gościom, którzy odwiedzili nasze stoiska i zapraszamy do nas na Kazimierza Wielkiego 124.

* Przy okazaniu Karty Na Plus w Winnicy, przy pierwszej wizycie otrzymacie Państwo do dwóch zakupionych win - trzecie za 1 zł (w cenie średniej z dwóch pierwszych), a przy każdej następnej wizycie stały 5% rabat na cały asortyment.
W DoMieszce przy pierwszych zakupach otrzymacie Państwo do dwóch zakupionych produktów - trzeci za 1 zł (w cenie średniej z dwóch pierwszych), a przy każdych kolejnych zakupach w 2012 roku stały rabat 10% na cały asortyment.

wtorek, 24 kwietnia 2012

O pakowaniu prezentów

Okazuje się, że na taki temat można mieć teorię, jak na każdy inny - mocno rozbudowaną. Są zwolennicy pakowania super idealnego i tacy, którzy uważają, że nie warto pakować, bo ważne, co się daje, a nie, w co się pakuje. Są też tacy, co za chiny ludowe nie potrafią i ci, którzy się szczycą faktem, że prawie z namiętnością pakują prezenty z myślą o obdarowywanym. Są tacy, którzy wrzucają prezent do torebki, byle szybciej i byle był dostępny, a inni wolą zapakowywać w papier tak, jak potrafią, czyli jak bądź - wolą zrobić opakowanie zwane przeze mnie bałwanem niż wrzucić do torebki prezentowej. O, rany - myślę pewnego dnia, jak to dobrze, że ludzie mają teorie i sto argumentów za lub przeciw nawet na pakowanie prezentu. To oznacza, że rzeczy mają dla nich znaczenie. Stąd czasem te dyskusje, a raczej wymiany poglądów i upodobań na tematy następujące(nie jest to wyssane z palca, ludzie o tym mówią i ja też):
- jeśli majonez, to jaki? (to samo tyczy się keczupu),
- kefir czy maślanka? (teraz jeszcze jogurt naturalny, ale do niedawna nie wchodził w rachubę),
- Gwiezdne wojny czy Star Trek?
- Angelina Jolie - tak czy nie?
- kabaret Mumio czy wręcz zdecydowane NIE,
- tak dla Amelii czy raczej wątpię...,
- jeśli masło - to czy tak na środku byle jak, czy rozsmarowane równo, żeby nie było widać żadnej dziurki,
- jeśli zupa pomidorowa (każdy lubi zupę pomidorową) - to z czym - tu zwykle długie przepychanki,
- Volvo czy Porsche,
- Tygrysek czy Kłapouchy,
- Włochy czy Norwegia?
I tak mogę mnożyć.
Lubię, kiedy ludzie coś lubią lub nie lubią. A co do pakowania - w DoMieszce mamy i szare torebki, szary papier z rafią i złociste torby, i torebki z dżetami (zawsze ze smakiem), i flizelinę w kolorze magenty, i kokardy tak lśniące, że cokolwiek nimi opleść - będzie wyglądać jak milion dolarów.
Zapraszamy więc do pakowania i do lubienia i nielubienia.

czwartek, 12 kwietnia 2012

"Pijąc czekoladę - połykasz witamin brygadę"

Czekolada to moja wielka pasja. Pasja, którą zapewne dzielę z połową ludzkości. Moja baśniowa kraina to miejsce czekoladą płynące. Wydawałoby się, że cukier to cukier, ale na draże, landrynki, galaretki nie zerkam tak łakomie, jak na czekoladę. Bo czekolada to kakao.
Jako pierwsi kakaowce zaczęli uprawiać Majowie. To małe, wiecznie zielone drzewa. Kwiaty mają kolor biały lub czerwonawy i, tak jak owoce kakaowca, wyrastają bezpośrednio z pnia i starszych gałęzi. Owoce mają zielony, żółty, czerwony lub fioletowy kolor i długość około 20 cm. Wewnątrz nich, w śluzowatym, soczystym miąższu znajduje się od 20 do 60 nasion zwanych ziarnami kakaowymi. Gdyby cofnąć się do Ameryki Południowej, do czasów przedkolumbijskich, to będąc tragarzem można by zarobić 100 ziaren kakaowca dziennie, za które można wtedy było nabyć dużego indyka albo dużego zająca. Za małego zająca żądano 30 ziaren, a za indycze jajo 3 ziarna. Jedno ziarno kosztował duży pomidor, ale też na przykład 1 tamale - specjalność indiańska - coś w rodzaju bułki-placka z masy kukurydzianej przyprawionej alkalicznymi solami wapnia owiniętej w liście kukurydzy.

Wielki miłośnik czekolady, aztecki władca Montezuma, tak ją opisywał:
"(jest) boskim napojem, który zwiększa wytrzymałość i zwalcza zmęczenie. Naczynie tego cennego napoju pozwala człowiekowi chodzić cały dzień bez jedzenia."
W muzeum czekolady firmy Cadbury w Birmingham w Anglii, można skosztować napoju Azteków przygotowywanego według sekretnej receptury kucharzy Montezumy. Składa się on z kakao roztartego z gałką muszkatołową, cynamonem, wanilią, chili i miodem. Oryginalny aromat ,,napoju bogów'' nie jest jednak możliwy do odtworzenia. Aztekowie uzyskiwali go dodając wyciąg z kwiatowych płatków, obecnie już niestety niedostępnych roślin.

Długo szukaliśmy czekolad prawdziwych, oryginalnych, najlepszych do Winnicy i wybraliśmy czekolady firmy Cortez. Czekolada Cortez nie posiada w swoim składzie innego tłuszczu poza masłem kakaowym. Użyte do jej produkcji wyłącznie prawdziwe masło kakaowe sprawia, iż czekolada dosłownie rozpływa się w ustach, gdyż masło kakaowe topnieje w temperaturze 36°C, czyli temperaturze ciała człowieka. Używane do produkcji innych, popularnych czekolad tłuszcze roślinne ulegają rozpuszczeniu dopiero w temperaturze 38°C. Powoduje to nieprzyjemne odkładanie się w ustach warstwy tłuszczu, którego organizm ludzki nie jest w stanie naturalnie rozpuścić.
Owoce wykorzystane do produkcji czekolady Cortez nie są zwykłymi suszonymi owocami. Posiadają naturalny kolor i przede wszystkim smak świeżych owoców. Nie są kandyzowane, dosładzane ani w żaden sposób konserwowane. Specjalny proces technologiczny jest prowadzony w taki sposób, aby zatrzymać wszelkie wartości płynące z owocu.
Dla mnie największym rarytasem jest czekolada do picia. Nalewamy do kubka ciepłego mleka i mieszając sobie w nim czekoladą na patyku, rozpuszczamy ją stopniowo. Można dosypać do napoju płatków kukurydzianych i już mamy przed sobą śniadanie z dwuipółtysiącletnią tradycją, i jeśli wierzyć na słowo władcy Montezumie, będzie to pierwszy i ostatni posiłek tego dnia. Czekolada to dieta cud!

piątek, 6 kwietnia 2012

Jajko to magia


Coś, co jest jajkiem, może okazać się za kilka miesięcy walecznym kogutem. Czyż to nie magia? Coś, co można poturlać po stole, za rok, dwa może prowadzić za sobą własne żółte potomstwo. Magia.
Jajko jako symbol życia występuje w obrzędowości wielu kultur. Jest elementem mitów kosmogonicznych. W chrześcijaństwie, wiązane z motywem zmartwychwstałego Jezusa, symbolizuje nadzieję na życie wieczne.
Zwyczaj dekorowania jajek znany był już w starożytności. Zdobienie skorupki miało charakter magiczny, którego celem było spotęgowanie cudownych właściwości jajka.

Podarować komuś pisankę w kolorze zieleni i brązu, ozdobioną piękną drobną ornamentyką, to podarować mu zwiększenie sił witalnych, miłość i szczęście rodzinne. A to wciąż przecież tylko jedno małe jajko. Magia.

Jajko to nadzieja, to nauka cierpliwości, by umieć dostrzec rodzące się w nim życie, to oczekiwanie, to zwycięstwo życia nad śmiercią.

Walatka znana też jako Na Wybitki, to gra wielkanocna, wywodząca się z dawnego obyczaju zaduszkowego - toczenia jaj na grobach, oddawanych potem biedakom. Występuje w dwóch odmianach: dwie osoby toczą pisanki po stole naprzeciw siebie. Czyja pisanka przetrzymała zderzenie ten wygrywa, w nagrodę zabierając stłuczone jajko przeciwnika. Można też jajka trzymać w ręce i stukać nimi o siebie, również w tym przypadku właściciel nienaruszonej pisanki zabiera stłuczki.

Wszystko, co powyżej przedstawiłam Wam posiłkując się własną głową i zasobami znalezionymi w internecie, okraszone jest moim osobistym, wieloletnim już zachwytem nad fenomenem jajka i nasion.
Na koniec dodam, że jest też trochę magii w tym, że zarówno szeroko pojęci MY, przez kilka najbliższych dni celebrować będziemy jajko jako symbol Świąt Wielkanocnych, i będziemy to czynić jak czynili nasi Dziadkowie i ich Dziadkowie, i jak mieszkańcy starożytnej Asyrii pięć tysięcy lat temu.
Obdarujmy bliskie nam osoby pisankami, podarujmy im tym samym wiarę, nadzieję i miłość.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Ridgeback - wino i cały świat.

Winnice Ridgeback rozciągają się na zboczu Noord Agter Paarl, u stóp gór Paarl. jest to sześćdziesięciohektarowa posiadłość, a jej serce, które zajmuje kilka hektarów, pozostaje w dzikim, nienaruszonym stanie, dzięki czemu występuje tu roślinność charakterystyczna jedynie dla tej okolicy. Gospodarstwo zostało założone z pierwotną myślą o hodowaniu owoców, ale wkrótce okazało się, że ich niskie ceny i dobre rady przyjaciół, innych farmerów sprawiły, że zaczęto myśleć o uprawie winorośli i robieniu wina. W ten sposób powstała winnica. Maskotką - jeśli tak można nazwać potężnego zwierzaka, psa gończego na lwy - jest rodezjan ridgeback, który dumnie figuruje na wszystkich etykietach winnicy. Stąd wzięła się główna marka win - od nazwy hodowanych w gospodarstwie psów i związkach właścicieli z Zimbabwe(dawna Rodezją). Wina z tej linii to jedno z moich najbardziej poruszających doznań smakowych z ostatnich kilku lat. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej i kiedykolwiek później pojawiły się jakieś wina, które by zrobiły na mnie większe wrażenie. Był pośród nich shiraz i merlot, i viognier (to dopiero szokujące wino). Oczywiście próbowałyśmy wtedy z Alinką win z niższej (i jakościowo, i cenowo) linii wprowadzonej na rynek przez tę znakomitą winnicę, z linii Vansha, której nazwa jest zbitką pierwszych sylab imion dzieci właścicieli winnicy: Vanessa i Shaun. Były dobre, ale linia Ridgeback pobiła wszystko na głowę. Może to kwestia moich preferencji, może po prostu te smaki trafiły w konkretny moment. A może nie...może to po prostu naprawdę wybitne wina. Bo to nie była degustacja połączona z kolacją na wolnym powietrzu, w letni wieczór i w towarzystwie, które mogłoby mi zakręcić w głowie. Tak, wtedy nasze wrażenia mogłyby być niemiarodajne. Próbowałyśmy tego wina w pracy o 11.00 przed południem. Wrażenia niezapomniane. Jeśli to nie byłoby przesadą, powiedziałabym, że te wina mnie wzruszyły. A do tego nie miałabym nic przeciwko temu, żeby odwiedzić tę posiadłość z psami, restauracją, pięknym domem dla gości no i całym wyborem win. Poczułabym się prawie jak Karen Blixen, co miała farmę u stóp gór Ngong.