piątek, 31 maja 2013

Zielono mi!

Odkąd kupiłam sobie zielone buty, zielono mi. W DoMieszce chce też na zielono, a wszystkich wokół ubrałabym na zielono - nie tylko w dzień Św. Patryka, na co dzień - dużo zielonego. Co ważne, nie chodzi o głęboką zieleń, szmaragd, czy butelkowy, nie zgniły i nie khaki. Zielony groszek - trochę zgaszony, limonka - nasycona kolorem, świeżością, z lekką sugestią żółtego, oliwkowy, nieco jaśniejszy niż zielony groszek, choć też nieco przygaszony, ale elegancki - w chłodnym wydaniu na ścianie genialnie pasuje do białych mebli i wrzosowych dodatków. No i w drobnych dodatkach kuchennych - zielony jaskrawy, prawie neonowy - może być na uchwycie noża, sitku, kubeczkach do kompotu, plastikowej desce do krojenia warzyw. 
A wyobraźmy sobie stół w ogrodzie przykryty białym obrusem w duże graficzne kwiaty zielone i niebieskie, pozytywne, żywe, ale czyste, wiosenne. Na stole zielone serwetki w groszki, szklana zastawa, dzbanki z wodą, zimną, która szroni naczynia, zielone wazony wypchane ogrodowymi kwiatami, na dużej paterze ciasto z rabarbarem albo ze śliwkami (ale to za chwilę), sztućce z uchwytami w kolorze limonkowym i szklanice na wodę w tym samym kolorze. W misce pokrojone w plastry limony i cytryny. A w myślach kolacja, lekka, bo gorąco: sałaty, sery, może jajka nadziane i szczypiorek wąsaty, i jeszcze wino, co sie chłodzi, może jakieś vinho verde, może procecco, może frascati - i ju dobrze. Już lepiej nie trzeba - tylko towarzystwa - nie bardzo zrzędliwego. A i zrzędliwemu gęba się w uśmiechu rozciągnie na takie otoczenie. 

czwartek, 16 maja 2013

Nadeszło nowe - może inne, a może lepsze...


Mamy wina z Elesko. To firma, która robi furorę na Słowacji i tam uchodzi za wizytówkę słowackiego winiarstwa. Elesko mieści się w regionie Małych Karpat (Malokarpatská) w Modrej. Symbolem firmy jest rzeźba z trawertynu, której nazwa pochodzi od miana średniowiecznego zamku obronnego Elesko, co po węgiersku znaczy dosłownie ostry kamień (Éles KO). Rzeźba jest więc swoistym "strażnikiem" winnic. Symbol ten widnieje na etykietach niemal wszystkich tutejszych win. 
Firma posiada w tym momencie około 110 ha winnic w regionie Małych Karpat  w rejonie Modra, Dubová i Vištuk - to jedne z piękniejszych miejsc w całym kraju. Firma szczyci się tym, że z wielką troską podchodzi do winorośli - dbając o jak najmniejsze użycie środków chemicznych i stosowanie zasad upraw biodynamicznych. 
Uprawiane są tu oczywiście szczepy typowe dla regionu, takie jak frankovka, lipovina (znane jako hárslevelű  w Tokaju), alibernet czy dunaj, ale i szczepy znane na całym świecie, jak chardonnay, riesling, gewurztraminer, merlot czy pinot noir.
Świetna jakość, bardzo dobry wygląd i dbałość o markę sprawiają, że produkt, który dostajemy robi wrażenie. To są zupełnie nowoczesne wina o jakości, której nie mogłaby się powstydzić żadna europejska winnica.
Bardzo ciekawie pomyślano też o ofercie. To chyba najważniejsze. Mamy tu wina wytrawne, łagodnie półwytrawne, mniej lub bardziej owocowowe, późno zbierane i te z podstawowego zbioru, zdecydowanie słodkie i subtelnie słodkawe, codzienne i na naprawdę wyjątkowe okazje. Ale to nie jest szczyt możliwości Elesko. Hitem są u nich, a u nas zapewne będą, wina oznaczone dyskretnym symbolem Light na etykiecie i stuprocentowe soki gronowe. Wina oznaczone jako LIGHT - mają nie więcej niż 6% zawartości alkoholu i będą doskonałym wariantem na upalne lato. Mamy w tym momencie takie specjały zrobione z rieslinga i chardonnay. Soki z kolei, oprócz swoich wyjątkowych właściwości zdrowotnych (witaminy A, B, C, D, enzymy, związki dobre dla układu nerwowego i odpornościowego) , zaspokoją głód smaku wina tym, którzy na wino w danym momencie nie mogą sobie pozwolić. I w ten sposób posmakujemy frankovki, rieslinga czy chardonnay nie zażywając ani odrobiny alkoholu. 
To głębokie osadzenie w tradycji regionu przy niezwykle ciekawym, bardzo nowoczesnym podejściu do promocji marki i dbałości o nią, może być sposobem na zaistnienie Elesko głęboko w świadomości winomanów spoza granic Słowacji.
Nowe wina pojawiły się już dziś na Małym Rynku, gdzie, jak co roku, bierzemy udział w kiermaszu CK Wino. Można spróbować wszystkiego i samemu ocenić wysiłki Elesko. 
Zapraszamy!

poniedziałek, 6 maja 2013

Piękna forma. Nie potrzebuję uzasadnienia dla chęci posiadania...


W DoMieszce jakiś czas temu pod lampą, żeby świat go zobaczył, stanął byk. Ma krwistoczerwony kolor lśniący szkliwem, miedziane rogi i formę tak piękną, że nie mogę nadziwić się pytaniom, do czego taki byk. Żeby stał - odpowiadam. Są bowiem takie rzeczy, których wartości nie buduje się na funkcji użytkowej  a tylko na doskonałości formy i pięknie - po prostu. Nie umiem sobie zresztą wyobrazić, czemu taki byk miałby służyć. Może miałby być pojemnikiem na cukierki albo skarbonką. Uchowaj, Boże. Strata dla wartości estetycznej byłaby nie do powetowania. Myślę sobie, że nawet osoby o skrajnie pragmatycznym podejściu do życia znajdą w swoim domu czy ogrodzie takie rzeczy, które nie tylko maja stać i wyglądać, ale często maja wartość sentymentalną. Tym przedmiotom, które właśnie ze względów sentymentu do osoby, która nam to podarowała lub ciepłych skojarzeń z jakimś dobrym minionym czasem, pozwalamy być brzydkimi, ohydnymi, tandetnymi, kiczowatymi i jakimi tam bądź. Maja wartość, której tylko pozazdrościć im może najpiękniejszy obraz z galerii, który kupiliśmy sobie tylko po to, żeby grał kolorystycznie z sofą w pokoju gościnnym. Ale są tez takie artefakty, które kupujemy dla piękna, którym po prostu są. Wtedy stawiamy taka to wazę, takiego to byka, czy jakieś ptaszysko o wygiętej spazmatycznie szyi, stawiamy na kominku, komodzie, czy półce i cały pokój możemy urządzać dla tego jednego przedmiotu. A z kominka, komody, czy półki całą resztę zmiatamy i chowamy do kuferka sentymentalnych bzdur i cieszymy od tej chwili oko tylko tym jednym jedynym przedmiotem, czasem kosztownym, czasem nie bardzo, ale to już wtedy zupełnie nie ma znaczenia. 
Jeśli zaś jeszcze mamy takie oto argumenty, jak fakt, że to dla córki, co się urodziła w drugiej dekadzie byka, że to dla wielbiciela zwierząt, że dla miłośnika kultury hiszpańskiej, to bierzemy taki piękny przedmiot i sami się usprawiedliwiamy, ze bierzemy, choć w gruncie rzeczy to takie niepraktyczne... A ja myślę  że nie ma takiej potrzeby, bierzmy byka za rogi i na kominek go, na komodę, go na półkę, niech cieszy oko.

środa, 1 maja 2013

Na majówkę z winem w koszyku

Są takie wina, których sprzedawać nie trzeba. Same to robią. Już to leżą na półce  już to znikają. Przyciągając naszych gości jak magnez. Pochodzą z Wintrich nad Mozelą, tam mieści się Weingut Geierslay.  To oczywiście firma z tradycjami, bo winnice należą do rodziny Kilburg od połowy XV wieku, więc jest to jedna z najstarszych nad Mozelą. Ale w gruncie rzeczy pewnie znalazłoby się wiele takich rodzin w winiarskim świecie. Za to wina, które robią, trafiają do nas, jak rzadko które, szczególnie, jeśli trzeba dokonać wyboru win na majówkę.
Riesling, jako moja wielka miłość, która trwa i trwa nieprzerwanie od lat - to szczep nad Mozelą oczywiście królujący. I słusznie, bo żadne inne siedlisko nie daje temu szczepowi takiej miękkości. I choć wielbię rieslinga superwytrawnego, mineralnego, nawet mocno kwasowego, to nie zawsze do wszystkiego pasuje. Na majówkę wolałabym te subtelniejsze wersje, żeby  i moi goście byli usatysfakcjonowani. Nawet Riesling Kabinett Trocken to wciąż duża delikatność, żywość, rześkość i soczystość - po prostu czysta przyjemność z picia. A potem można, dla lubiących więcej słodyczy, dać Riesling Hochgewächs * - słodszy, trochę perfumowany, dojrzalszy i wdzięcznie owocowy. 
Bardzo wesołym, codziennym winem jest Rotling Feinherb, czyli ciemnoróżowe, soczyste wino, zrobione z mieszanki pinot noir i pinot blanc (Spätburgunder i Weißburgunder), pachnące truskawkami, taka majówkowa pychotka z nieprzesadzoną ilością cukru resztkowego. Oznaczenie Feinherb wyraża odrobinę więcej słodyczy niż w winie półwytrawnym - a w tym konkretnym przypadku to naprawdę minimalnie więcej. Jest też smakowita słodycz w postaci Rieslinga Spätlese, z późno zbieranych gron, ze sporą dawka cukru, ale dzięki doskonałej równowadze cytrusowej kwasowości, broni się zarówno do ciastka, sałatki owocowej, jak i solo. Siedzieć pod drzewem, na kocu wyciągnąć nogi, riesling do kielicha i świat wygląda zupełnie inaczej. No i jest jeszcze godny wzmianki Weißburgunder - elegancki, pełniejszy, ale wciąż superowocowy. Wierchuszka oferty Weingut Geierslay to oczywiście riesling. Nazywa się Riesling Feinherb Alte Reben - cudnie delikatny, ale pełny, owocowy, ale i mineralny. Choć nazwany feinherb - cukier resztkowy ledwie się wyczuwa, więc absolutnie idealnie dopasuje się do jedzenia. I tak bym urządziła sobie majówkę. Dużo Rieslinga, trochę Rotlinga i ciut Weißburgundera. Żyć, nie umierać. W każdym razie, nie w taką majówkę...

*Hochgewächs - to oznaczenie dla win niemieckich o zawartości cukru resztkowego nieco większego niż powinno być w winie wytrawnym (trocken), ale mniejszego niż w regularnym półwytrawnym.