poniedziałek, 24 lutego 2014

Wino na tapecie: Vicente Gandia El Miracle Fusion blanco 2012

O dużym i znakomitym producencie win hiszpańskich Vicente Gandia było już nie raz. Było o winie Tapas i winie musującym Cava El Miracle. Na tym nie koniec. Będziemy do win z tej winnicy pewnie wracać nie raz, ponieważ jesteśmy pod dużym wrażeniem jakości, jaką sobą prezentują chyba wszystkie pozycje z oferty, na różnych poziomach cenowych. 
Tym razem na stole Fusion, czyli wino z 2012 roku będące mieszanką trzech szczepów, których połączenie nie przyszłoby nam do głowy, choćbyśmy myśleli godzinami. Bo chodzi o chardonnay, sauvignon blanc i muscata. Ktokolwiek był pomysłodawcą takiego szalonego combo, pogratulować mu można pomysłowości, odwagi i myślenia o winie bardzo nieschematycznie. Tak nieschematycznie, że nie wiadomo zupełnie, czego się spodziewać.
Pachnie uroczo: trochę gruszek, dojrzałych słodkich jabłek, nieco limonki i skórki z cytryny. Potem jeszcze kwiatowe nuty: trochę jaśminu, może trochę bzu. Niesamowite aromaty, które rzadko występują w jednym białym winie, zawdzięczamy właśnie połączeniu trzech charakternych szczepów. Pije się świetnie, nie tylko do jedzenia, bo wino jest tak łatwe, że sprawia przyjemność nawet solo. W ustach jest bardzo świeże, subtelnie szczypiące, przyjemne po prostu. I do tego owszem, nadaje się doskonale do kuchni dalekowschodniej, stąd na etykiecie pojawiają się pałeczki i nazwa Exotic wine.



piątek, 14 lutego 2014

Ramki, rameczki, oprawy i ramy


W DoMieszce świat opanowały ramki. Mniejsze i większe, stare i nowe, odnawiane, starzone i całkiem nowiutkie i lśniące - totalnie fabryczne. Nie mieliśmy pomysłu na Walentynkowy Numer Jeden i w końcu decyzja zapadła. Ramki są. 

Można ramkę kupić sobie, żeby na komodzie stanęła albo w kredensie. Za szybą, czy przy łóżku, na biurku w pracy postawić tę swą miłość największa jedyną, co, miejmy nadzieję, wie, że jest taka największa. Można kupić temu jedynemu, żeby nie zapomniał tamtego urlopu nad morzem. Niech pamięta, niech nie waży się zapomnieć. A można nie wkładać zdjęcia do środka, niech sam zdecyduje, kogo tam schowa, jaką sekundę tam utrwali.

Do poszerzenia asortymentu o większy wybór ramek zainspirowały nas niezwykle piękne dzieła z pracowni Kanzler. W pół drogi między Suchą Beskidzką a Żywcem powstają piękne rzeczy z drewna, meble, tace, ramy i ramki. Najpiękniejsze są te, które na oko, dotyk i zapach są drewniane. Oszlifowane, ale chropawe. Czasem gładkie, ale nierówne, w kolorze drewna orzechowego, ale poprzebarwiane, jak to drewno, z całym przepięknie naturalnym słojowym rysunkiem. Na szerokich, solidnych ramach można te "naturalne krajobrazy" dokładnie obejrzeć.
Niezwykła ramka z drewna z orzecha włoskiego

Do większości swoich rękodzieł używa się w pracowni Kanzler drewna z orzecha włoskiego, z dzikiej czereśni, dębu i oczywiście buczyny.

Fenomenalnym pomysłem są także ramki podwójne łączone ze sobą zawiasami. Ramki można dzięki temu postawić. Świetnym rozwiązaniem są także paliki dołączone do orzechowych ramek. Palik można osadzić w otworze i także uczynić ramkę wiszącą ramką stojącą. Brawo za pomysłowość.
Rozwiązaniem, które mnie ujęło najbardziej jest stworzenie ramki o tak szerokiej podstawie, że bez żadnych dodatkowych mocowań ramkę można postawić. Cud prostoty, czyli to, co lubimy najbardziej. Minimalizm formy i świetna jakość materiału bronią się same. 






sobota, 8 lutego 2014

Wino na tapecie: Sileni Satyr Marlborough Pinot Noir 2008

Zaskakujące, leciwe, jak na pinota z antypodów, rozkoszne. To wino nas uradowało.
Winnica Sileni położona jest w Hawkes Bay na wyspie północnej Nowej Zelandii i istnieje od 1997 roku. Nie jest to firma z wybitnie długimi tradycjami, jednak jej założyciel - Graeme Avery - na pewno ma ogromne doświadczenie w biznesie. Firmę Sileni - jako wielki miłośnik wina - założył już jako doświadczony biznesmen. Był przez wiele lat właścicielem firmy świetnie prosperującej na rynku farmaceutycznym. Stał się dzięki temu specjalistą od strategii i planów eksportowych. Niewątpliwie swoje już 40-letnie doświadczenie wykorzystał podczas prowadzenia firmy Sileni Estates, ponieważ wina z jego winnicy są od lat marką rozpoznawalną na całym świecie. Za swój wkład w rozwój biznesu, sportu i turystyki w 2003 roku Graeme Avery został uhonorowany nagrodą "Nowozelandczyka roku" (New Zealander of the Year).
Za wina z tej znakomitej winnicy odpowiada Grant Edmonds - główny winemaker, który pracuje z Averym od momentu założenia firmy.
W ofercie firmy pojawiają się oczywiście wina białe z sauvignon blanc na czele, z których Nowa Zelandia w końcu słynie. Ale nas szczególnie zainteresował pinot noir. Może dlatego, że kiedy za oknem zimowo, chętniej jednak sięgamy po czerwień.
Do rzeczy: jaki jest ten pinot noir, co tak nas oszołomił? Ma już swoje lata, bo kolor ma ślady leciwości - jest rubinowy z ceglastym połyskiem. Pierwszy nos zadziwia świeżością owoców z bardzo wyraźną nutą dojrzałych, może nawet likierowych, wiśni. Potem wyczuć można trochę aromatów typowych dla pinota z Burgundii, jest trochę nut podwórkowych, piwnicznych, a potem fiołki. Długo zostaje w ustach, pięknie się rozwija. Moc tego wina leży jednak w jego delikatnej strukturze. Jest tak subtelne, miękkie i łatwe w piciu, że nie sposób mu się oprzeć. Zdaje się, że to zasługa tego, że wino nie jest już młode, że trafiło się nam w niezwykłej fazie dojrzałości.
Linia win Satyr, do których ten nasz pinot należy, uzyskała nieprzypadkową nazwę. Satyry (Syleny, Sileni – choć to nie dokładnie to samo), jak wiemy z mitologii i, jak informuje etykieta, to lojalni towarzysze Dionizosa, którzy nade wszystko cenili sobie dobre wino, dobre jedzenie i świetne towarzystwo. Nie wyobrażam sobie lepszego trio: pinot, jedzenie i wyborne towarzystwo.