czwartek, 31 maja 2012

IV Dni Węgrzyna & CK Wino

W dniach 24-27 maja, odbywał się na Małym Rynku w Krakowie kiermasz pod hasłem IV Dni Węgrzyna & CK Wino. 


Prezentowaliśmy na nim wina słowackie z Château Topolčianky, o których pisała tutaj wcześniej Aga.



Mamy nadzieję, że dla Gości, którzy odwiedzili stoisko Winnicy, był to tak samo mile spędzony czas jak dla nas. Dziękujemy! 
 

środa, 23 maja 2012

Château Topolčianky - zapraszamy na kiermasz CK Wino!


Tradycje winiarskie w miejscowości Topolčianky sięgają 1723 roku. Wtedy właścicielem tych ziem był graf Keglevich de Businu, który sprowadził z rodzinnej Dalmacji wykwalifikowanych winiarzy, by rozpocząć własną produkcję wina. Była to niewielka winnica produkująca wino na własny użytek. W latach 1800 - 1830 francuski specjalista Gagco opiekując się parkiem na zamku, zwiększył uprawy winorośli i owoców tym samym rozszerzając produkcję. Dzięki temu wino z Château Topolčianky mogły poznać szersze kręgi miłośników wina. W okresie pierwszej Republiki Czechosłowackiej w czasach międzywojennych, zamek w Topolčiankach został letnią rezydencją prezydenta, co przyniosło sławę nie tylko miejscowej społeczności, ale także lokalnemu winu.
Pierwszy czechosłowacki prezydent T.G. Masaryk odwiedzał Topolčianky w czasie letnich wakacji w 1923 - 1935, a pewnego razu przedłużył pobyt do czterech miesięcy... Podczas pobytu w Topolčiankach przyjmował oficjalne delegacje i w ramach poznawania miejscowej kultury proponował wina lokalnej produkcji, dzięki czemu, tutejsze wino stało się modne, a nawet weszło do niektórych barów i kawiarni w Pradze. W tamtych czasach dominowały wina białe: różne odmiany rieslingów (rizling rýnsky, rizling vlašský), rulandské biele (pinot blanc) oraz veltlínske zelené (grüner veltliner – austriacki numer jeden). Uprawiano także czerwone odmiany winogron – merlota, cabernet sauvignon.
Pierwsze wino pod nazwą "Château Topolčianky" zostało wyprodukowane w 1933 roku, a pierwsza etykieta ze słowackim tradycyjnym ornamentem z prawej strony ukazywała dziewczynę w stroju ludowym stojącą na tle Tatr i zamku w Topolčiankach.
Od 1993 roku Château Topolčianky stało się z powrotem prywatną firmą. Od tego czasu produkcja została całkowicie przeorganizowana, wprowadzono współczesną technologię, praktycznie całkowicie zmieniono sposób zarządzania. Na dzień dzisiejszy Château Topolčianky jest nowoczesną winiarnią wypuszczającą na rynek świetne wina w dobrej relacji jakość-cena.
Zapraszamy na Dni Węgrzyna I CK Wino - kiermasz na Małym rynku w Krakowie, gdzie będzie można się napić win z Topolčiankek.

poniedziałek, 21 maja 2012

Rodzina czyni nas silnymi. Frühwirth Familie.

O winach austriackich i ich twórcach jeszcze nie pisałam. Czas to naprawić, może dlatego, że już wkrótce kolejny festiwal na Małym Rynku w Krakowie, w którym bierzemy udział. Tym razem to kolejna tura kiermaszu Dni Węgrzyna & CK Wino. Wystawiać będziemy wina z Austrii, które mamy w Winnicy, a które mało są znane. Tym faktem zainspirowana spojrzałam na półkę win austriackich i moja uwagę przykuło wino ze szczepu, który ze wszech miar i jedynie kojarzy się (jeśli komukolwiek się kojarzy) z Austrią. Mowa o St. Laurent z winnicy Frühwirth. Sam szczep ma źródło we Francji - gdzieś w Médoc, gdzie nikt już go nie uprawia. Jest prawdopodobnie krzyżówką pinot noir z jakimś bliżej nieokreślonym szczepem, dzięki czemu przejawia cechy charakterystyczne dla pinot noir.
Rodzina Frühwirth założyła winnice, a potem winiarnie gdzieś w latach siedemdziesiątych poprzedniego stulecia, kiedy rodzice obecnych właścicieli Othmar i Hilda Frühwirth kupili dom przy Wiener Neustädterstraße 75 i tu stworzyli podwaliny obecnej firmy winiarskiej. Johann i Gerlinde - obecni właściciele przejęli firmę w 1998 roku po rzetelnych studiach w Federalnym Kolegium Ogrodnictwa i Uprawy Winorośli w Klosterneuburg. Posiadłość mieści się około 25 kilometrów na południe od Wiednia w miejscowości Teesdorf i zajmuje zaledwie 12,5 ha. Uprawa winorośli z wielką wrażliwością i szacunkiem dla natury, z użyciem końskiego nawozu i słomy, bez dodatku herbicydów daje wina naturalne. Po prostu dobre. Obecni właściciele dzielą się obowiązkami, razem zajmują się promocja, prezentacjami. Johann ma pieczę nad piwnicami i winnicą, Gerlinde dba o kuchnię, zakupy i dom. Seniorzy też mają swoje obowiązki - Othmar zajmuje się organizacją zwiedzania piwnic, serwisem maszyn i obróbką mięsa (dla rodziny i gości), jego żona Hilda zajmuje się ogrodem i gośćmi odwiedzającymi winnicę. Ujmujące jest samo otoczenie - wśród domków z czerwonymi dachami, na uboczu i z dala od głównych tras, można pokosztować tych win i dobrze zjeść. Najbardziej jednak czarowna jest świadomość, że te wina, które stawiamy na stole - są po prostu dziełem człowieka bardziej, każdego z członków tej rodziny. A kto wie, może ktoś z młodszego pokolenia pokocha tę robotę...Póki co, Doris - najstarsza z rodzeństwa przejawia zainteresowania informatyczne, średni syn Hans - jest chętnym do nauki fanem sportu, a najmłodszy muzykuje i ćwiczy judo. Taka ot, rodzina. I na to wszystko robią wina.
Skoro zaś mowa o winie - mnie się St.Laurent spodobał natychmiast, bo nie przypominał niczego, co dotychczas piłam. Nie miał w sobie dżemowej słodyczy nowoświatowych win, ale piękną suknię, delikatność i pewną szlachetność. Być może wynikającą z tego, że już w nosie czuć nuty apteczne, ziołowe, które w ustach rozwijają się w delikatne garbniki z lekką sugestią wanilii w końcówce.
Jednak tego wina nie piłoby się tak dobrze, gdyby nie świadomość, że stoją za tym członkowie bardzo pozytywnej rodziny rolników z Austrii.


poniedziałek, 14 maja 2012

Co lubi Władek - czyli o Gruzji cz. 2. Wina, a szczególnie Khvanchkara.


O gruzińskiej brandy już było, ale przecież Winnica specjalizuje się w sprzedaży wina, więc nieprzyzwoitością byłoby nie wspomnieć o gruzińskich winach. I tak jak w przypadku brandy - Władek może śpiewać pieśń pochwalną dzień i noc, tak w przypadku win - mogę się przyłączyć i wtórować mu cienkim głosem (w porównaniu z jego tubalnym, którym wyśpiewuje pieśni ukraińskie i hymny może nawet gregoriańskie). Ale do rzeczy. Tako rzecze Władek:
Gruzini zaczęli produkować wino około siedem do pięciu tysięcy lat p.n.e. Wszystko zaczęło się od momentu, w którym okazało się, że sok pozostawiony w zagłębieniach w ziemi zamienia się w wino. Na przestrzeni setek lat proces był doskonalony i mniej więcej ok. 6000 lat temu, mieszkańcy południowego Kaukazu  zaczęli zakopywać w ziemi gliniane naczynia zamykane drewnianą pokrywą (zwane kwevri), w których przechowywano wino. Dzięki tym swego rodzaju amforom wino było utrzymywane  w odpowiedniej stałej temperaturze. 
W dzisiejszej Gruzji w sposób nietypowy łączy się starożytną tradycję ze współczesnymi metodami produkcji. To skutkuje powstaniem wyjątkowych win, przede wszystkim półsłodkich, zachowujących moc i bogactwo smakowe win wytrawnych. Największą mocą tych win wydaje się fakt, że są robione z odmian rodzimych, a międzynarodowe szczepy zajmują zaledwie ułamek upraw. Saperavi(podstawa win czerwonych), rkatsiteli (pierwszy i najważniejszy biały szczep), mtsvane, kisi, aleksandreuli - to duma gruzińskich winiarzy, czyli szczepy, bez których wina z Gruzji nie miałyby znamion wyjątkowości.
Dzisiaj w Gruzji istnieją cztery główne regiony: Kachetia, Imerti i Racha-Lechkumi oraz Karelia. Najważniejszym i kluczowym regionem jest oczywiście Kachetia. W tym regionie powstaje duża część win regionalnych i stołowych, ale duma gruzińskiego winiarstwa sa te wina, które powstają w małych apelacjach(mikroregionach): Mukuzani, Akasheni, Napareuli, Kindzmarauli. 
Żeby mówić o winie gruzińskim, trzeba zrobić na pewno jedno: wypić dobre saperavi, soczyste, wytrawne, cudowne do biesiadowania i spróbować jakiegoś wina półsłodkiego - bo to jest dziedzina winiarstwa, którą Gruzini wznieśli na najwyższy poziom (co innym się nie udaje, szczególnie jeśli tyczy się to win czerwonych). I w tym miejscu wino z regionu Racha-Lechkum, z apelacji Khvanchkara będzie najlepszym dowodem na to, że wino półsłodkie może być zachwycać nawet tych, którzy gustują wyłącznie w winach wytrawnych. Zaczęto produkować je w 1907 roku. Od samego początku starano się zachować wyjątkowy i niepowtarzalny gruziński styl wina. Zbierano winogrona ręcznie podczas określonych faz księżyca. Sok wlewano tradycyjnie do kwevri zakopanych w ziemi na dużej wysokości, gdzie zima nadchodzi szybciej. W ten naturalny sposób, winiarze gruzińscy zatrzymywali fermentację. Dzisiaj niewiele się zmieniło, wprawdzie większość producentów nie stosuje kwevri lecz stalowe kadzie, które są schładzane przez specjalne agregaty w odpowiednim momencie, natomiast reszta pozostaje niezmienna. Tak wyjątkowy sposób winifikacji, nadaje bardzo mocno wyczuwalny smak maliny i ciemnorubinowy kolor. Dość szybkie zatrzymanie fermentacji daje wino o niskiej zawartości alkoholu między 10-12% i stosunkowo wysoki poziom fruktozy (3-5%).
To wino naprawdę jest wyjątkowe i warto się na niego skusić. Przede wszystkim polecałbym tym, którzy nie lubią win półsłodkich. Będzie to doświadczenie bardzo ciekawe, jeśli nie cudownie wyjątkowe.

Vladyslav Lapeto



piątek, 11 maja 2012

Lawendowe Wzgórze

Lawenda to roślina, która zrobiła zawrotną karierę. I pewnie ma to niewiele wspólnego z jej właściwościami. Owszem, jest rośliną o szerokim zastosowaniu w kosmetyce, w medycynie i, dzięki silnej woni, świetnym środkiem przeciw molom. Chorwacka wyspa Hvar (skąd pochodzą - nota bene - świetne wina czerwone) zwana jest lawendową wyspą, ponieważ stamtąd pochodzi najszlachetniejsza w Europie odmiana tej rośliny (Lavendula croatia). Nic to - przede wszystkim lawenda kojarzy się z czystością i Prowansją. I myślę, że dzięki temu osiągnęła sukces prawie medialny i sławę. O sile skojarzeń pisałam już nie raz - nie wiem, czy nie są one w ogóle podstawą naszych preferencji, naszej lubości bądź nieznoszenia czegoś lub kogoś. Przecież każdy słyszał już takie zdanie: "Nie lubię tej Baśki, bo kojarzy mi się z bratową mojej sąsiadki, a ona....". No właśnie, a ona to porażka. Myślę, że ten sam mechanizm rządzi lubieniem lawendy - w domyśle lawendowych łąk, lawendowego stylu rodem z Prowansji. Zresztą sama Prowansja... - jak to brzmi. Na pewno Prowansja nie zrobiłaby furory jako ikona pewnego stylu, gdyby nazywała się dajmy na to -  Zaklęsłość Łomaska*
Tak czy siak - lawendowe wzgórza Prowansji to jest coś. I jeszcze styl prowansalski: rozbielone szarości, zielenie, drewno, najlepiej starocie, dużo zieleni oraz kwiatów i motyw lawendy, no i oczywiście metalowe wazony i donice. Trochę kamienia. Ten rodzaj mieszkania zrobił zawrotna karierę dzięki skojarzeniom jakie budzi u wszystkich, którzy nie pochodzą z samego południa Europy. Sama wybrałabym pewnie z kilkanaście innych opcji na urządzenie sobie domu, ale to dlatego, że jak twierdzi Kasia, nie ma we mnie ani krzty romantyzmu. Ale rozumiem. Naprawdę pojmuję, o co chodzi z lawendowymi wzgórzami Prowansji. To domiskowe powietrze, czyste i pachnące praniem, to drewniane ciepło i kamienne bezpieczeństwo. Z jednej strony bardzo wdzięczne, kobiece, ale i pewne, stałe, sugerujące trwałość, pokoleniowość.
Stąd lawenda na kubkach, na kominkach, rękawicach i woreczkach. Stąd zachwyt budzące wazony wypełnione pękami lawendy, lampiony, których mocą jest tylko to, że składają się z metalowych pręcików trochę wytartych, jakby starych, i kawałka szkła. Proste i zawsze takie. To cała moc lawendowo - prowansalskiego stylu.
I jeszcze moje osobiste i własne skojarzenie - czyli "Lawendowe wzgórze" z Maggie Smith i Judi Dench. Film o cudnej atmosferze wyreżyserowany przez przepięknej urody aktora Charlesa Dance'a, któremu nigdy nie zapomnę kreacji patrycjusza Ankh-Morpork z "Piekła Pocztowego" (wg Terry'ego Pratchetta). Taki szczegół, a przywołuje dobre skojarzenie z lawendowymi motywami....


*Taki region w Polsce istnieje i mieści w północnej części Polesia Podlaskiego

czwartek, 3 maja 2012

Co lubi Władek - czyli o Gruzji cz. 1. Sarajishvili.

O Gruzji nie sposób nie napisać. Ten kraj ma tak długą tradycję winiarstwa, że niejeden kraj bardziej kojarzony z winem, mógłby się zawstydzić. Wielka miłość do uprawy winorośli i robienia wina emanuje niemal z każdego aspektu ich kultury. Tysiącletnia tradycja produkcji wina sprawiła, że niemal oczywisty wydaje się fakt, że Gruzini robią też brandy.
Leżakowany destylat z wina (winiak) wynaleźli Ormianie, a na tereny Francji dotarł parę wieków później. W Gruzji również był znany wcześniej niż we Francji, ale dopiero David Sarajishvili, sprowadzając w 1884 roku specjalistów z Francji, stworzył trunek na światowym poziomie. Dzięki temu zapisał się w historii Gruzji, jako ojciec koniaków gruzińskich.
Sama postać Sarajishviliego jest niezwykle ciekawa. Urodzony w 1849 roku, w zamożnej rodzinie, otrzymał dobre wykształcenie z chemii i filozofii, uzyskując w tych dziedzinach tytuł doktorski, więc był on człowiekiem światowym i wykształconym. W latach 80-tych XIX wieku szybko się okazało, że poza zdolnościami naukowymi, jest również człowiekiem wielce przedsiębiorczym. Chciał produkować brandy, ale nie chciał, by było byle jakie, więc pojechał do Francji i tam nauczył się tej sztuki od miejscowych rzemieślników. Wracając do kraju zabrał ze sobą kilku mistrzów, co od samego początku umożliwiło mu stworzenie znanej i lubianej marki, najpierw w Imperium Rosyjskim, później na całym świecie.
Gorzelnia Sarajishviliego niezależnie od przeróżnych kataklizmów i zawieruch historycznych (od wojen po komunizm), tak naprawdę nigdy nie przerwała swojej działalności. Najnowsza jej historia zaczyna się w 1994 roku od momentu prywatyzacji. Na początku efekty całej produkcji wędrowały na rynek rosyjski, ale po wprowadzeniu przez Rosję embarga, skutkiem czego Gruzję dopadł kryzys, spółka zaczęła poszukiwać nowych rynków. W taki oto sposób wyśmienite brandy z Gruzji zalazło się w Polsce. Dziękujemy Ci Rosjo!!!
Proces produkcji gruzińskich winiaków jest taki sam od ponad stu lat i nie różni się praktycznie od produkcji koniaków. Winogrona do produkcji pochodzą z różnych winnic, ale z tej samej strefy mikroklimatycznej w regionie Kachetia. Uzyskane owoce poddawane są zgnieceniu w młynkach lub prasach w celu pozyskania moszczu, ten z kolei przelewany jest do zbiorników, w których dochodzi do fermentacji. W czasie tego procesu, który trwa około tygodnia, uzyskuje się wino, które następnie jest podane pierwszemu procesowi destylacji. W wyniku tego procesu uzyskuje się trunek o zawartości około 28 % alkoholu. Kolejnym krokiem jest poddanie go drugi raz procesowi destylacji. W ten sposób otrzymuje się siedemdziesięcioprocentowy alkohol, który następnie jest przelewany do dębowych beczek. Okres leżakowania zależy od klasy trunku, który firma wypuszcza na rynek.
U nas najbardziej znane są :
-SARAJISHVILI 3* - brandy dojrzewająca 3 lata w beczkach
dębowych z wyrazistą nutą suszonych owoców tropikalnych plus lekkie nuty pikantne i korzenne, które dodają mu charakteru; w ustach słodka, owocowa, z akcentami wanilii;
-SARAJISHVILI 5* - to brandy leżakuje w beczkach przez 3 do 5 lat; w nosie wyczuwalne suszone morele, figi, skórka pomarańczy oraz nuty propolisu; w ustach wyrazista, a na finiszu ujawnia się waniliowa beczkowość, orzechy laskowe, sucha trawa, polne kwiaty;
-SARAJISHVILI VS - ta brandy leżakuje od 6 do 8 lat w dębowych beczkach; w aromatach łatwo wyczuwalna wanilia, suszone kwiaty, wrzos, lakier, korzenie, jodyna i ciekawa zachęcająca nuta apteczna; w ustach wyważona i przejrzysta o smakach korzenno-waniliowych, z dodatkiem suszonych moreli i miodu spadziowego; finisz łagodny i lekko pikantny;
-SARAJISHVILI VSOP - leżakująca przez ok.8-10 lat w dębowych beczkach brandy o kolorze nasyconym, klasycznie herbaciano-bursztynowym; aromaty gładkie, czyste i wyważone, dominuje nuta korzenna, jest także miód wrzosowy, czarna herbata, piernikowe podbicie; w ustach lekka cynamonowa korzenność i rejestry przypominające kolonialny skład z korzeniami i przyprawami.
Warto ich spróbować - choćby ze względu na stosunek jakości do ceny, który nie jest tak korzystny w żadnym innym przypadku.
                                                                                                                                      Vladyslav Lapeto