poniedziałek, 21 maja 2012

Rodzina czyni nas silnymi. Frühwirth Familie.

O winach austriackich i ich twórcach jeszcze nie pisałam. Czas to naprawić, może dlatego, że już wkrótce kolejny festiwal na Małym Rynku w Krakowie, w którym bierzemy udział. Tym razem to kolejna tura kiermaszu Dni Węgrzyna & CK Wino. Wystawiać będziemy wina z Austrii, które mamy w Winnicy, a które mało są znane. Tym faktem zainspirowana spojrzałam na półkę win austriackich i moja uwagę przykuło wino ze szczepu, który ze wszech miar i jedynie kojarzy się (jeśli komukolwiek się kojarzy) z Austrią. Mowa o St. Laurent z winnicy Frühwirth. Sam szczep ma źródło we Francji - gdzieś w Médoc, gdzie nikt już go nie uprawia. Jest prawdopodobnie krzyżówką pinot noir z jakimś bliżej nieokreślonym szczepem, dzięki czemu przejawia cechy charakterystyczne dla pinot noir.
Rodzina Frühwirth założyła winnice, a potem winiarnie gdzieś w latach siedemdziesiątych poprzedniego stulecia, kiedy rodzice obecnych właścicieli Othmar i Hilda Frühwirth kupili dom przy Wiener Neustädterstraße 75 i tu stworzyli podwaliny obecnej firmy winiarskiej. Johann i Gerlinde - obecni właściciele przejęli firmę w 1998 roku po rzetelnych studiach w Federalnym Kolegium Ogrodnictwa i Uprawy Winorośli w Klosterneuburg. Posiadłość mieści się około 25 kilometrów na południe od Wiednia w miejscowości Teesdorf i zajmuje zaledwie 12,5 ha. Uprawa winorośli z wielką wrażliwością i szacunkiem dla natury, z użyciem końskiego nawozu i słomy, bez dodatku herbicydów daje wina naturalne. Po prostu dobre. Obecni właściciele dzielą się obowiązkami, razem zajmują się promocja, prezentacjami. Johann ma pieczę nad piwnicami i winnicą, Gerlinde dba o kuchnię, zakupy i dom. Seniorzy też mają swoje obowiązki - Othmar zajmuje się organizacją zwiedzania piwnic, serwisem maszyn i obróbką mięsa (dla rodziny i gości), jego żona Hilda zajmuje się ogrodem i gośćmi odwiedzającymi winnicę. Ujmujące jest samo otoczenie - wśród domków z czerwonymi dachami, na uboczu i z dala od głównych tras, można pokosztować tych win i dobrze zjeść. Najbardziej jednak czarowna jest świadomość, że te wina, które stawiamy na stole - są po prostu dziełem człowieka bardziej, każdego z członków tej rodziny. A kto wie, może ktoś z młodszego pokolenia pokocha tę robotę...Póki co, Doris - najstarsza z rodzeństwa przejawia zainteresowania informatyczne, średni syn Hans - jest chętnym do nauki fanem sportu, a najmłodszy muzykuje i ćwiczy judo. Taka ot, rodzina. I na to wszystko robią wina.
Skoro zaś mowa o winie - mnie się St.Laurent spodobał natychmiast, bo nie przypominał niczego, co dotychczas piłam. Nie miał w sobie dżemowej słodyczy nowoświatowych win, ale piękną suknię, delikatność i pewną szlachetność. Być może wynikającą z tego, że już w nosie czuć nuty apteczne, ziołowe, które w ustach rozwijają się w delikatne garbniki z lekką sugestią wanilii w końcówce.
Jednak tego wina nie piłoby się tak dobrze, gdyby nie świadomość, że stoją za tym członkowie bardzo pozytywnej rodziny rolników z Austrii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz