piątek, 28 października 2011

Kimmidoll


Wszystko wzięło się z tradycji laleczek kokeshi. Do gorących źródeł w regionie Tōhoku zaczęli przybywać turyści. Było to w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Miejscowi rzemieślnicy zaproponowali turystom zgrabne laleczki w cylindrycznym kształcie zwane kokeshi.
Jako pamiątki z pobytu u źródeł podbiły całą Japonię.
Sztuka tworzenia kokeshi przekazywana była z pokolenia na pokolenie, ale tradycyjny sposób wyrobu ostał się jedynie w regionie Tōhoku (kształt i zdobienia nie zmieniły się na przestrzeni 200 lat). Sama wizja laleczki - pamiątki, laleczki na szczęście ewoluowała i oprócz tradycyjnych lalek pojawiły się wariacje na ich temat.
Kimmidoll - to właśnie współczesna wariacja na temat kokeshi. Mocą i istotą Kimmidoll nie jest jej estetyczny i na wskroś japoński wizerunek, ale przypisana jej cecha. Wartość uniwersalna - dzielona przez ludzi na całym świecie. Podarowana Kimmidoll jest wyrazem dzielenia tej samej wartości z przyjacielem lub bliskim albo dobrym życzeniem dla obdarowanego. Nade wszystko jednak Kimmidoll jest pięknym przedmiotem.
Gdyby nie to, że jakiś czas temu, od mojej koleżanki japonofilki dostałam laleczkę Ayaka-urocza, nie uwierzyłabym, że tak niewielki i jakże zbędny przedmiot może przynieść taką dużą i jakże potrzebną nam radość.
A zatem ulegnijmy ich urokowi, kupujmy sobie Kimmidoll i obdarowujmy się nimi. U nas już są.

wtorek, 25 października 2011

Filipa Pato. Córka swego ojca, jak mniemam


Wcześniej słyszałam tylko, że córka Luisa Pato też robi wina. To nie brzmi dobrze, więc się nie zainteresowałam. Potem trafiło w moje ręce jej wino ze szczepu baga. "Całkiem jak ojciec" - pomyślałam, kiedy spojrzałam na etykietę. Po co to robi, skoro może pracować w firmie ojca i robić wino pod znanym już wszem i wobec szyldem rodzinnym. Wszystko się zmieniło, gdy go spróbowałam. To nie był Lokal Silex - jej sztandarowe wino, które zdobyło niejedną pochwałę wśród znawców, ale wino takie ot, do picia. I okazało się, że we wszystkim tym jest głęboki sens. Filipa Pato po prostu robi swoje wina. Tytułuje je "prawdziwymi winami bez makijażu". To dobre deklaracje. I nie jest to czcze gadanie. Owszem, nie ma się co dziwić, że poszła w ślady ojca, bo to, być może, król winiarstwa portugalskiego, a już na pewno osobowość, która nie mogła nie mieć wpływu na własną córkę. Filipa zaczęła swoją przygodę z winem na studiach z biochemii, potem jeździła po świecie zdobywając doświadczenie w Bordeaux, w Argentynie w Finca Flichman, w Margaret River w Australii (stamtąd wspomina naukę sposobów winifikacji win białych, którą po latach zaadaptowała w Bairrada). Po powrocie do Portugalii w 2001 zaczęła pracę w rodzinnej firmie, ale zaczęła też swoje własne projekty w winnicach w Dão i Bairrada. W ten sposób poznała ziemię, różnorodność odmian winorośli i właściwość tutejszego klimatu. Efekty jej wysiłków to wina z serii Bossa - jak je sama nazywa - wina typu party, z serii Ensaios, co można przetłumaczyć jako testy, próby, eksperymenty. Ale trzeba podkreślić, że nie ma w nich wrażenia przypadkowości efektu.

I teraz muszę "odmyśleć", bo na szczęście nie wypowiedziałam tych myśli na głos, wszystko, co niesprawiedliwego pomyślałam na jej temat. Jest w Filipie Pato coś, co sprawia, że nie musi ona pozostawać w cieniu własnego ojca. W postawie i w efektach jej pracy. Wina, które tworzy, poczynając od efektownego, zbierającego wszędzie świetne recenzje Lokal Silex, przez tradycyjne szampańskie BBB (Baga, Bical - to szczepy pochodzące z Bairrada), aż po party-wino Bossa, to wina, w których czuć po prostu kobiecą rękę, delikatność często będącą w opozycji do natury szczepu, z którego wino tworzy.
W 2010 roku Filipa Pato z towarzyszeniem Mario Sergio (Quinta das Bageiras) utworzyła nowy projekt - "Przyjaciół Baga". Na towarzystwo narzekać nie można. Do projektu dołączyli: Luis Pato, Sidónio de Sousa, Palace do Bussaco, Kompasus, François Chasans, Dirk Niepoort. Za cel postawili sobie ochronę i promocję baga, jako szczepu, który - jak żaden inny - oddaje naturę tamtejszego terroir.
W Filipie Pato podoba mi się wszystko - jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Ze wszystkich sił jej sekunduję.

wtorek, 18 października 2011

Ratatuj

O tym, jak krętymi ścieżkami podążają ludzkie myśli i jak szalone mogą być meandry skojarzeń, mogłam się przekonać po obejrzeniu po raz wtóry filmu z wytwórni Pixar o über-słodkim szczurze, który zapragnął gotować. W filmie "Ratatuj" (org. Ratatouille) pojawia się złowieszcza postać krytyka kulinarnego Antona Ego i to właśnie on, a właściwie to, co się wydarzyło, kiedy spróbował tytułowego dania, przygotowanego przez wzmiankowanego już wyżej szczura Remy'ego. Oto Anton Ego i to, co się stało:


Ta jedna scena - piękna zresztą wizualnie - sprawiła, że dokonałam pewnej konstatacji. A mianowicie, że skrajne opinie chyba zawsze wynikają z naszego bagażu doświadczeń, ze skojarzeń, które przywołują, i często bardzo osobistych wspomnień. Żałość, jakie to oczywiste, ale coś mi to wyjaśniło.
Mamy w DoMieszce jedną serię angielskiej porcelany Creatives Tops Katie Alice Cottage Flower. Kolekcja, w której autorka używa takich oto motywów: róże (krzewiaste, typu dzika róża, a już najdokładniej rosa canina), kropki, paseczki i wszystko to razem. Do tego kolory: kość słoniowa jako baza i róż z patynowym niebieskim czy może niebieskozielonym (oba kolory nieco zszarzałe). I co ja na to? Gdyby ktoś mi o tym opowiedział i dołożył jeszcze kilka słów na temat autorki - która jest wielbicielką staroci i bibelotów w stylu vintage, ma psa Franka (pojawia się on w logo kolekcji), piękny dom i ogród, i właściwie z własnego otoczenia czerpie inspirację do projektów, pewnie moim mdłościom nie byłoby końca.
Ale tak nie jest. I to wszystko wina skojarzeń. Kiedy patrzę na tę kolekcję zastawy stołowej, pojemników, misek i kubków i puszek, rękawic i fartuchów, muszę pomyśleć o Pannie Marple, o Ani z Zielonego Wzgórza, o kimś z rodziny, kto miał dom na wsi i wszystkich przyjmował zawsze z otwartymi ramionami i otwartym umysłem. Myślę wtedy o cieście ze śliwkami i kruszonką, o zapachu zabielanej zupy kalafiorowej i może jeszcze o kocu, herbacie z cytryną, ale bez soku i szarej renecie w plastrach. I tyle trzeba, żeby pokochać serię Kwiaty Wiejskie Katie Alice. Nic ponadto.

poniedziałek, 10 października 2011

Niepoort przybija do portu


Będziemy mieć porto. To dobra wieść dla wszystkich, którzy bezskutecznie poszukują tego trunku w sklepach z alkoholem czy specjalistycznych sklepach winiarskich. Chcemy dobrego porto i właśnie nadchodzi - od Dirka Niepoorta, gwiazdy portugalskiego winiarstwa (tak na mieście mówią).
Historia porto sięga czasów konfliktu angielsko-francuskiego w XVII wieku i embargo nałożonego na wina francuskie. To dało szansę Portugalii i jej winom. Żeby wino wytrzymało trudy podróży wzmocniono je odpowiednią ilością brandy (podobną była to technika mnichów portugalskich) i tak to właściwie się zaczęło. Traktat Methuena z 1703 roku jeszcze pogłębił związek gospodarczy Portugalii i Anglii, i dzięki niemu Brytyjczycy chętnie zakładali firmy produkujące porto, m.in. Sandeman, Graham, Taylor. Zaraz potem pojawili się inwestorzy z innych krajów, a wśród nich holenderski kupiec Franciscus Marius van der Niepoort, który założył swoją wytwórnię w 1842 roku. Od 1987 roku Niepoort Vinhos S.A. kieruje jego potomek, wspomniany wyżej Dirk Niepoort. To postać legendarna za życia. Kontynuując rodzinne tradycje produkcji porto, zabłysnął także dzięki swoim winom wytrawnym z Douro. Redoma, Batuta, Charme, a teraz w Polsce Berek to już niemal kultowe wina. Wracając jednak do naszego głównego tematu, w każdym stylu porto od ruby przez LBV po vintage*, Niepoort osiąga świetne wyniki.
Żeby nie być gołosłownym zapraszamy do spróbowania LBV z 2005 roku

- wina, które za przystępną cenę (oczywiście w porównaniu do win rocznikowych) pokazuje charakter vintage. Zgodnie z dyrektywą Dirka Niepoorta jest ono butelkowane po 4 latach od zbiorów, żeby zachować jego owocowość i lekkość, ale niefiltrowane, aby mogło rozwijać się jeszcze w butelce jak vintage. W ustach wyjątkowo owocowe, wręcz konfiturowe, z delikatną nutą ciemnej czekolady. Szlachetnie aksamitne.



*Ku uciesze albo wręcz przeciwnie - ku strapieniu wszystkich, którym trudność sprawia rozeznanie się w stylach porto, przybliżę zasady podziału:
Ruby - kupażowane z win starzonych w beczkach ok. 2 lat, mocne, owocowe, słodkie, nierocznikowe;
Tawny - w smaku od słodkiego po wytrawne - zależy to od producenta i roku produkcji,kupażowane z win leżakowanych w beczkach dłużej niż ruby, bo od 3 do 5 lat, dzięki temu traci barwę głęboko rubinową, stąd nazwa (tawny - ang. śniady, brunatny)
Tawny datowane - czyli wino z różnych roczników, kupażowane z win leżakowanych minimum odpowiednio 10-20-30 lat,
Colheita - także starzone w beczce aż do butelkowania (rok butelkowania powinien być na etykiecie), ale niekupażowane - pochodzące z jednego roku;
Vintage - niekupażowane, pochodzące z jednego rocznika, tylko z najlepszego, ale leżakowane w beczce tylko 2 lata, potem rozlewane do butelek bez filtrowania, dzięki czemu dojrzewa w butelkach, vintage jest winem najbardziej długowiecznym;
LBV czyli Late Bottled Vintage - jak nazwa wskazuje - dłużej leżakowane niż vintage, butelkowane po 4 do 6 latach leżakowania, rocznikowe, nie musi leżakować w butelce tak długo jak vintage, a jeśli producent wlewa do butelek wino LBV bez filtrowania, jak Niepoort - LBV w butelce rozwija się jeszcze i może poniekąd oddawać charakter win vintage;
Crusted - ciekawa kombinacja wina w pół drogi pomiędzy vintage a LBV, nie jest z jednego rocznika, ale jest blendem butelkowanym jak vintage po 2 latach leżakowania, jest niefiltrowane jak vintage albo tradycyjnie robione LBV.

sobota, 8 października 2011

Fascynujące faeries

W latach 1917-1920 dwie dziewczynki - Frances Griffiths i Elsie Wright zrobiły serię pięciu zdjęć, na których przedstawione były wróżki. Uchwycone na fotografiach niewielkie skrzydlate istoty wywołały ogromne poruszenie w Anglii za sprawą sir Arthura Conan Doyle'a, który uznał je za namacalny dowód istnienia świata nadprzyrodzonego.
Choć wielu specjalistów oskarżało dziewczynki o oszustwo, one upierały się, że zdjęcia były autentyczne. Dopiero na początku lat osiemdziesiątych autorki wyznały, że użyły postaci wyciętych z papieru. Frances jednak do śmierci twierdziła, że ostatnie – piąte zdjęcie – nie było sfabrykowane...
Skrzydlate wróżki – faeries – istnieją w wyobraźni ludzi od najdawniejszych czasów. Celtowie wierzyli, że to magiczny ludek, zmuszony do ukrywania się przez agresywną ekspansję ludzi, alchemicy widzieli w nich upostaciowione moce żywiołów, jeszcze inna koncepcja głosi, że to upadłe anioły, które były niedostatecznie dobre, by pozostać w niebie, ale też nie dość złe, by trafić do piekła. Najpopularniejsza teoria pochodzenia faeries została stworzona przez J.M. Barriego i głosiła, że śmiech pierwszego narodzonego dziecka rozpadł się na lśniące drobinki, z których powstały skrzydlate wróżki.
Urocze maleńkie istoty unoszące się na lśniących skrzydłach ważek i motyli zaludniają karty książek dla dzieci, pobudzają wyobraźnię malarzy i rzeźbiarzy, inspirują twórców filmów. Najdoskonalszą formę nadała im żyjąca na początku XX wieku Cicely Mary Barker, autorka wielu albumów o kwiatowych wróżkach.


Na dowód, jak bardzo głęboko tkwi w człowieku potrzeba wiary w magiczne stworzenia, jak bardzo wszędobylskim motywem jest magiczny ludek, prezentujemy nasz nowy nabytek - czarno-białą porcelanę.

Zapraszamy na herbatę do czarodziejskiego ogrodu.