piątek, 31 maja 2013

Zielono mi!

Odkąd kupiłam sobie zielone buty, zielono mi. W DoMieszce chce też na zielono, a wszystkich wokół ubrałabym na zielono - nie tylko w dzień Św. Patryka, na co dzień - dużo zielonego. Co ważne, nie chodzi o głęboką zieleń, szmaragd, czy butelkowy, nie zgniły i nie khaki. Zielony groszek - trochę zgaszony, limonka - nasycona kolorem, świeżością, z lekką sugestią żółtego, oliwkowy, nieco jaśniejszy niż zielony groszek, choć też nieco przygaszony, ale elegancki - w chłodnym wydaniu na ścianie genialnie pasuje do białych mebli i wrzosowych dodatków. No i w drobnych dodatkach kuchennych - zielony jaskrawy, prawie neonowy - może być na uchwycie noża, sitku, kubeczkach do kompotu, plastikowej desce do krojenia warzyw. 
A wyobraźmy sobie stół w ogrodzie przykryty białym obrusem w duże graficzne kwiaty zielone i niebieskie, pozytywne, żywe, ale czyste, wiosenne. Na stole zielone serwetki w groszki, szklana zastawa, dzbanki z wodą, zimną, która szroni naczynia, zielone wazony wypchane ogrodowymi kwiatami, na dużej paterze ciasto z rabarbarem albo ze śliwkami (ale to za chwilę), sztućce z uchwytami w kolorze limonkowym i szklanice na wodę w tym samym kolorze. W misce pokrojone w plastry limony i cytryny. A w myślach kolacja, lekka, bo gorąco: sałaty, sery, może jajka nadziane i szczypiorek wąsaty, i jeszcze wino, co sie chłodzi, może jakieś vinho verde, może procecco, może frascati - i ju dobrze. Już lepiej nie trzeba - tylko towarzystwa - nie bardzo zrzędliwego. A i zrzędliwemu gęba się w uśmiechu rozciągnie na takie otoczenie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz