środa, 21 grudnia 2011

Jo Nesbø gdyby wiedział - by się załamał. Wiem to.


O powieściach Jo Nesbø nie mogę napisać nic, czego by nie wiedzieli ci, którzy znają jego książki. To naprawdę dobre pisanie. Autor Czerwonego gardła, Pentagramu, czy Pierwszego śniegu po prostu ma talent i świetne pióro, a jego proza doskonale zbudowaną i fenomenalnie rozbudowaną fabułę. I ma tę cechę, której coraz częściej szukam - potoczystość języka, a przez to pięknie się czyta. Jakby tego było mało - z tomu na tom widać, jak rozwija się autor, a to naprawdę budujące.
Nie było moim zamiarem zachwalanie Jo Nesbø. To się rozumie samo przez się, że trzeba przeczytać tych kilka powieści, których bohaterem jest nieznośny Harry Hole. Ale poruszyłam wątek Jo Nesbø, żeby dać wyraz naszym - moim i naszej Kasi - przemyśleniom i wnioskom dotyczącym przyjemności. I nie ma w tym ani kokieterii, ani krzty wyrafinowania, ani egzaltacji. Jest jak jest. Zaczęło się od świąt, które w DoMieszce zagościły po piętnastym listopada (czułyśmy presję, żeby to nastąpiło tak szybko). Niemiecka firma PPD zrobiła na święta serię porcelanowych utensyliów - kubki, filiżanki, naczynka na byle co, ale i bombki (po krakowsku bańki) z motywem aż do bólu skandynawsko się kojarzącym - renifer, gwiazdki, kratka i paski, śnieżynki, a wszystko w kolorystyce biało-czerwono-szarej. Po prostu słodycz. I teraz uwaga - kiedy te wszystkie rzeczy stanęły na stole na środku DoMieszki - zadumałyśmy się prawie i od słowa do słowa wyciągnęłyśmy wniosek, że nie ma żadnej na świecie przyjemności, która mogłaby się równać z następującą rozkoszą: wieczór, łóżko, książka, herbata z cytryną (dla mnie) albo z sokiem malinowym (dla Kasi). A jeśli jeszcze w takim kubku z reniferem - to aż nieprzyzwoite! A jeśli na kolanach mam trzeci tom o Harrym Hole'u (wiem, że mnie nie zawiedzie) - to już niemal wyuzdane.
No i jak? Jo Nesbo, gdyby wiedział, załamałby się ja nic...
Z drugiej strony dzięki takim kurom jak my - on zarabia. I daj mu Boże zdrowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz