Zwycięzca absolutny! |
Potem nie ustawaliśmy w wysiłkach i ze względu na smak - rzekomo półsłodki na stole stanęła perełka wśród win do spróbowania, czyli
Tramín červený bobuľový výber z kolekcji retro, o której pisałam już w poprzednim poście. Pomijam fakt, że cała szata graficzna, kształt butelki, piękna etykieta sprawiają, że chce się to wino mieć. To są szczegóły. Wino pochodzi ze zbioru 2010, oczywiście z wyselekcjonowanych gron (typ niemieckich beerenauslese). Okazało się, po spróbowaniu tego wina, że dotychczas nic nie wiedzieliśmy o winach słowackich. To było to. Jasnozłotawa barwa, w nosie zioła, grejpfruty, owoce egzotyczne, może trochę liczi, ale na pierwszym planie absolutnie cudowny zapach mocno wyrośniętego kopru. Wino długie, mocno rozbudowane, wysokoprocentowe (14% alkoholu) i chciało się go pić i pić i pić. Umiarkowana słodycz w połączeniu z dobrze zrównoważoną kwasowością, do tego rześkość i bogactwo. Po prostu obłęd!
Po tym winie, które dwukrotnie lub trzykrotnie przewyższało pozostałe ceną - należało już niczego nie próbować. Trudno byłoby je przebić, ale butelki otwarte nie mogły czekać. Spróbowaliśmy więc Rizling
Vlašský
bobuľový výber 2011 z
Topoľčianek. Proste, dość słodkie, ale z wyrównaną kwasowością i nie męczące. Co ciekawe - barwa nas zaskoczyła - wino o takim stopniu słodyczy powinno być żółte, złote, nawet bursztynowe, a było słomkowe, niemal całkiem przejrzyste. Po traminie nie miało jednak szans.
Na dobranoc otworzyliśmy słowackiego tokaja. Tokaj Classic Macik Winery Samorodné sladké okazał sie niestety trochę rozczarowujący, ale ja to zrzucam na karb tramina - to wino nas zepsuło, wymagania rosły w zastraszającym tempie. Typowa barwa dla tokaja - bursztynowa, typowe składniki w aromacie, trochę rodzynek, trochę śliwek wędzonych. Niestety wino trochę proste, trochę zbyt krótkie. Może - jak już mówiłam oczekiwaliśmy zbyt wiele.
Tramín červený wygrał w absolutnie każdej kategorii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz