piątek, 16 marca 2012

Zapach w domu. Kadzidła Japońskie - cudownie nienatrętne.

Zapach domu to coś niezwykle indywidualnego - nie znam dwóch tak samo pachnących domów. Zresztą to nie tylko kwestia domu, nasze oba sklepy pachną, a każdy inaczej i specyficznie. W Winnicy to zapach drewna, kominka, kadzidła Darshan, stearyny. W DoMieszce to jakaś kombinacja kadzidlano-świecowa. Tak czy owak: każdy dom ma swój zapach. Zakładając, że nie jest to zapach nieprzyjemny, to największą sztuką jest nie psuć go za pomocą sztucznych i dziwnych zapachów niezmiernie na mój gust śmierdzących. Torturą jest jechać obok kogoś w tramwaju, kto nie spryskał się zapachem, ale nacierał się pracowicie. Nie daj Boże, żeby to był zapach dzikiej róży. Natychmiast boli mnie głowa. Kasia twierdzi, że jestem uczulona na ten zapach, skoro tak reaguję. I owszem, nie lubię go, ale kiedy wącham nalewkę z dzikiej róży to wiem, że nie będę jej piła, bo nie lubię, ale przynajmniej nie boli mnie głowa. Bo to naturalny produkt. Boli mnie głowa i serce, i dusza, kiedy wącham ten straszny smrodek takiej plastikowej dzikiej róży. I w domu powinno pachnieć w czas obiadu zupą, w czas prania - praniem, w czas kawy - kawą, a w czas bieganiny przed pracą - moimi perfumami na dzień. I tylko delikatna sugestia jakiegoś pasującego do nas zapachu jest dla mnie sposobem na pachnący dom - może po południu, może na wieczór z książką, może na spotkanie z kimś miłym sercu.
Kiedy chcę wypachnić mój dom, to na późną wiosnę czy lato lubię mieszankę MAINICHI-KOH AQUA - jest trochę jak wiatr - mieszanka cytrusów, cyklamenu i czarnej porzeczki. Zimowy wieczór to zdecydowanie AMBRA otulająca jak koc i kot. W deszczowy ciepły dzień otwieram okna najszerzej jak się da, a późnym latem, najlepiej w sierpniu wieczorem ziemia pachnie już chłodem, nie mogłabym sobie odebrać przyjemności czucia zapachu końca lata. Ale kiedy kończy się zima, żeby trochę pomóc wiośnie w domu, wtedy bym zapaliła YUZU.
Mam nadzieję, że niedługo już czas na YUZU.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz